23:23

Wrócmy na jeziora....

03 sierpnia 2016r.

Muszę spieszyć się z wpisami, bo kroi nam się kolejny wypraw. A tu wakacje jeszcze nieopisane. Dlatego piszę o kolejnym dniu. To był dzień rejsowy. Ale tym razem całodzienny.
Jak wcześniej wspominałam, gdy przyjechaliśmy do Rucianego, zasięgnęliśmy informacji o rejsach statkami i zdecydowaliśmy się na rejs do Mikołajek. Tam postój ok 30-40 minut i powrót do Rucianego. Ponieważ dzień wcześniej jeździliśmy na rowerach po okolicy stwierdziliśmy, ze nie ma sensu jechać na moto do przystani i tam się przebierać, tylko pójdziemy pieszo. spacer dobrze nam zrobi a i odległość nie tak znaczna. Śniadanie zjedliśmy bez pośpiechu, spakowaliśmy kurtki przeciwdeszczowe, sprawdziliśmy stan baterii w Nikkonie i telefonach i...w drogę. Spokojnym krokiem doszliśmy do przystani, przy kei cumował statek, ale do odpłynięcia naszego mieliśmy ok. godzin. Nie zraziło to nas - kupimy bilety i pokręcimy sie po okolicy.

- Nie chcecie Państwo popłynąć w dodatkowy rejs? - zapytała miła Pani w kasie?
- Płyniemy do Mikołajek, to chyba za godzinę? - odpowiedziałam ostrożnie
- Tak, ale teraz możecie Państwo popłynąć na Jezioro Nidzkie - Pani w kasie nie była zrażona naszą rezerwą - Nikt nie wejdzie już na pokład, wiec możecie płynąć w ramach dodatkowego rejsu. Ten statek później płynie do mikołajek, zatem nie musicie schodzić z pokładu
Hmmm...coś za dobrze okładają nam się te wakacje. Spotykamy ludzi o pozytywnej energii, pomagających nam bezinteresownie. Ale może właśnie tacy są tutaj ludzie?

Weszliśmy na pokład. Usiedli na górnym pokładzie, aby nic nie uronić z widoków jakie będziemy mogli podziwiać ze statku.. Aby wpłynąć na Nidzkie trzeba było przejść pod mostem drogowym i kolejowym
 
                                                      Mosty pod którymi przechodzimy
                                                          Jezioro Nidzkie, domy nad brzegiem



 

            Żagle na jeziorze, potem zobaczymy ich więcej. Jest ranek i część z nich cumuje w miejscach  dozwolonych przy brzegu. A tych niestety - coraz mniej

                                              Ośrodki wypoczynkowe nad brzegiem Nidzkiego 
                                 A tu marynarz..znaczy...motocyklista w cywilnych ciuchach
 Opłynęliśmy Nidzkie i wróciliśmy do portu. Od razu tez zmieniliśmy miejsce podrózy - z rufy na dziób. Świadomość, ze teraz będzie więcej podróżnych, że widoki ciekawsze spowodowało zmianę. No i lepiej chyba płynąc i mieć panoramiczny widok niż ograniczony sterówką, zadaszeniem i innymi rzeczami. Nie przewidzieliśmy tylko jednego - na pokład wejdzie wycieczka niemieckich emerytów i wybierze miejsce podobnie jak my - na dziobe statku. No cóż... jesteśmy gościnnym narodem i nie będziemy pogrymaszac na gości. Trochę głośnych gości. Teraz juz ruszyliśmy na Bełdany. I tu ciekawostka... międzi jeziorem Bełdany a Guzianką jest różnica w poziomie wód. Aby usprawnić żeglugę po szlaku jezior mazurskich, te dwa jeziora są połączone śluzą. Dzień wcześniej mogliśmy obserwować z mostu zmianę poziomu wód i przepływanie statków i żaglówek. Dziś obserwowaliśmy to z pokładu.
 Żagłowka czekajaca na swoją kolej z położonym masztem


 

 

 Stopniowe napełnianie śluzy i wypływanie na Bełdany
Dla nas na pewno było to ciekawe przeżycie. Podziwiam wszystkich żeglarzy, za umiejętność opanowania żagli i płynięcia tam, gdzie oni chca a nie gdzie prowadzi wiatr. 
A my płynęliśmy juz po Bełdanach. Wrażenia... no jak można opisać coś, co jest nieuchwytne. Dostojeństwo żaglówek, marszczenie się fal jeziora, promienie słoneczne, które odbijają sie od nich, sprawiające wrażenie rozlanego złota na jeziorze. Nawet chyba zdjęcia nie oddają tego piękna.

Wypływamy na Bełdany 


 Słońce odbija się w falach jeziora

 Żaglówki królujące na jeziorach
 Pasażerka motocykla, jak każda kobieta - opala się

Śniardwy, nazywane też morzem mazurskim
I tu kilka słów o Śniardwach. Jezioro robi wrażenia, jest ogromne, sprawia, ze czuje się jego siłę i potęgę. Żaglówki i tu pływały, w końcu miału tu więcej miejsca niż gdzie indziej. Nas statek wypłynął na jezioro, później zawrócił i skierował się w stronę Mikołajek. Tam mieliśmy chwile przerwy. Ot, żeby coś zjeść, przejsć przez Rynek i wrócić do portu.
I... dobrze, ze znalazłam nocleg w Rucianem. Mikołajki to Krupówki zakopiańskie w szczycie sezonu. Wszechobecne stragany z plastikiem made in China. Wypatrywaliśmy tylko górala z kierpcami
 na Rynku można było spotkać tak oryginalnych ludzi

 most w Mikołajkach i.... motocyklista prywatnie. Damian.
 Wróciliśmy na statek przepychając się w tłumie ludzi na kei. Tym razem usiedliśmy, mając za plecami sterówkę. Trochę było nam zimno, chyba zmęczenie dawało znać o sobie. Powrót już nam się dłużył, bo widzieliśmy wszystkie ciekawe rzeczy. Dlatego z ulgą zeszliśmy z pokładu. Ja jeszcze zagadnęłam nasze miłe Panie z kasy, czy nie orientują sie, gdzie można kupić ryby świeżo wędzone. A jakże, panie objasniły nam jak dojsc do wędzarni, ale nie obiecywały, ze coś dostaniemy. Na szczęście - jeszcze ryby były (diabelnie drogie, ale co tam - jesteśmy na wakacjach). Kupiliśmy kawałek sieji, do tego pieczywo i piwo. Sieja w smaku podobna do łososia, lekko czerwonawa. A ta, świeżo uwędzona, smakowała niczym ambrozja bogów greckich. Przyszła nasza Gospodyni i przyniosła butelkę...miejscowego napoju mocno procentowego (bo przymówiłam się o niego). Kolejny wyrób regionalny... :)
I w ten sposób upłynął nam drugi dzien na Mazurach. Nazajutrz ruszaliśmy do Stegny, ostatniego etapu naszego wakacyjnego tripu. Mieliśmy w planie morze, plażę i wyprawę do Gdańska. 
I znowu przekonaliśmy się, że wśród tłumu ludzi można wyłapać perełki. takich, którzy chętnie pomagają bezinteresownie. Tylko trzeba tego chcieć. I być dla innych miłym i uśmiechniętym

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger