Nareszcie. Jedziemy do Gdańska. Mojego ukochanego Gdańska. Ruszamy po śniadaniu, nie przejmuję się tym, że może będzie deszcz, może będzie burza. NIE! Burzy, deszczu nie będzie. Koniec. Oczywiście - znowu na plecach mam plecak z rzeczami do przebrania. Moze Damian jeszcze dałby radę w swoim kombiku. Ja w tekstylu już nie.
- Konieczny jest zakup skórzanego kombika dla mnie.-
Ruszmy drogę na Jantar a później na prom drogą 501 do Świbna. Dojeżdżamy i już widzimy, ze nie będzie łatwo.Kolejka samochodów do promu, w niej stoją dwa moto. Turystyk i chopper. Hmmmm . Mijamy ich i ustawiamy się na początku. Czekamy na oburzenie innych kierowców, ale jakoś do niego nie dochodzi
przeprawa przez Wisłę
Panowie w puszkach mile
do nas nastawieni. Podziw w głosie i zdania:
- Państwo jedziecie aż z Katowic?
- Jak się pani siedzi na tak wąskim siedzeniu?
- Państwo jedziecie aż z Katowic?
- Jak się pani siedzi na tak wąskim siedzeniu?
- A pan się nie boi że
zgubi żonę po drodze?
- Spróbowałbym – diaboliczny uśmiech Damiana wyjaśnia wszystko.
Przypływa prom, panowie obsługujący go od razu pokazują, gdzie mamy postawić naszą dziewczynkę. Inne samochody wjeżdżają i odbijamy od brzegu. Obsługa promu pobiera opłaty (10 złotych od pojazdu).
- Spróbowałbym – diaboliczny uśmiech Damiana wyjaśnia wszystko.
Przypływa prom, panowie obsługujący go od razu pokazują, gdzie mamy postawić naszą dziewczynkę. Inne samochody wjeżdżają i odbijamy od brzegu. Obsługa promu pobiera opłaty (10 złotych od pojazdu).
Na drugim brzegu od razu ruszamy i zostawiamy daleko za sobą samochody. Coraz
bliżej Gdańsk, już widzę wieże kościoła Mariackiego. Moje szczęście nie ma
granic. Damian zatrzymuje się i sprawdza trasę. No co tu jest do sprawdzenia?! Azymut na wieże i jedziemy, a potem jakoś będzie. Teraz trzeba znaleźć parking. Wcześniej zaplanowany, wyszukany na mapie ( przy ulicy Rzeźnickiej), okazuje sie być niedostępny. Pan o wątpliwym stanie trzeźwości tłumaczy nam, ze niestety, miejsca na parkingu nie ma ( a sam parking wielkości pół boiska do piłki nożnej zajęty przez kilka samochodów na niemieckich blachach)
- Tiaaa.... gdybyśmy płacili w euro i przyjechali wypasiona bryką, to miejsce by sie znalazło - zamruczałam, ale tak głośno, żeby pan słyszał. Chciałam jeszcze cos dodać o trzeźwości w miejscu pracy, ale machnęłam ręką - pies go drapał.
Znajdujemy parking obok Novotelu (przy drodze 501) zostawiamy tam Suzi i kombiki a sami w cywilnych ciuchach wyruszamy na podbój Gdańska. Trwa Jarmark Dominikański, podwójna ilość turystów, stragany z różnościami: rękodziełem wszelkiego gatunku, złotem Bałtyku, góralskimi ciupagami i innymi rzeczami. A wszystko po to aby wydobyć pieniądze od przyjezdnych.
- Tiaaa.... gdybyśmy płacili w euro i przyjechali wypasiona bryką, to miejsce by sie znalazło - zamruczałam, ale tak głośno, żeby pan słyszał. Chciałam jeszcze cos dodać o trzeźwości w miejscu pracy, ale machnęłam ręką - pies go drapał.
Znajdujemy parking obok Novotelu (przy drodze 501) zostawiamy tam Suzi i kombiki a sami w cywilnych ciuchach wyruszamy na podbój Gdańska. Trwa Jarmark Dominikański, podwójna ilość turystów, stragany z różnościami: rękodziełem wszelkiego gatunku, złotem Bałtyku, góralskimi ciupagami i innymi rzeczami. A wszystko po to aby wydobyć pieniądze od przyjezdnych.
My od razu fundujemy sobie po pajdzie chleba ze smalcem (tłustym - jak kto woli). To takie must have na każdym jarmarku. Szczęśliwy idziemy na Długi Targ. Teraz jest moje 5 minut. Opowiadam wszystko co wiem o Gdańsku, jego kamieniczkach, historii i ciekawostkach. Chcę się nimi podzielić z Damianem i zaszczepić w nim bezgraniczną miłość do ukochanego miasta. Oczywiście - zdjęcia pod Neptunem/Posejdonem.
herb Gdańska, lwy patrzą w stronę Złotej Bramy
Przeciskamy się wśród tłumu. Z Damianem nie można chodzić miedzy straganami, gdy tylko zatrzymuję sie gdzieś zaciekawiona patrzy na mnie wymownie i idzie dalej (w ten sposób nie wydałam pieniędzy na kolejne kolczyki z bursztynem)
Mariacki...i ulica Mariacka
Wchodzimy do kościoła Mariackiego (wstęp 8 złotych), pokazuję Damianowi „Sąd
ostateczny” Memlinga. Opowiadam o nim. Później kręcimy się po starówce, szukamy
miejsca, gdzie można by cos zjeść i napić się kawy, ale z tym jest problem.
Wybieramy ostatecznie jedzenie „stoiskowe”. Tanio nie jest, ale ostatecznie to
przecież Gdańsk, czas Jarmarku.
Nad Motławą
Ja stale napawam się Gdańskiem, bo nie wiem, kiedy znowu tu bedę. Wracamy na parking, ubieramy się i wracamy do
Stegny. Jutro już powrót, nasz wakacyjny trip dobiega końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz