21:21

Szyndzielnia po raz I - bez przygód i atrakcji

Szyndzielnia po raz I - bez przygód i atrakcji
Nadrabiam stracony czas, utraconych czytelników. To takie ... "poszukiwanie straconego czasu" (tytuł książki Prousta, która była/jest dla mnie ambicyjnie nieosiągalna, nie potrafię się do niej zabrać)
Kolejny wyjazd w góry. Już na spokojnie, nie trzeba gonić punktów, bo książeczka wypełniona, punktów z naddatkiem. Zatem spokojnie idziemy w góry. Trasa bliska - Bielsko Biała, Szyndzielnia, a potem Kozia Góra. A później do naszych znajomych, mieszkających niedaleko Bielska.
No to jedziemy, 16 stycznia.
Trasa jest mi znana. Tzn w częsci, bo gdy byłam młoda, piękna i szalona, czyli chodziłam do liceum, wchodziłam na Szyndzielnię czerwonym szlakiem. A to szlak, który jest droga dojazdową do schroniska. Droga wygodna, można nawet jechać wózkiem z małym dzieckiem. Warunek - wózek musi mieć resory, bo inaczej dziecko może mieć wstrząs mózgu :)
To mapka trasy, która można pobrać z tej strony
 Pogoda nie rozpieszczała. Niby nie padało, niby ciepło, ale jednak taki chłodek, który wchodzi pod bluzę, kurtkę. Ale spokojnie ruszyliśmy w trasę. Podział rzeczy na plecaki, Kangur zaparkowany w jakimś parku, obok knajpy Czerwony Kapturek. Jest tam miejsce do parkowania, w bocznej uliczce/placu. Miejsce specjalnie wybrane, ale to okaże się później - dlaczego. W miarę równym krokiem (o dziwo - szliśmy razem!) spokojnie wędrowaliśmy czerwonym szlakiem. Rozmawialiśmy, milczeliśmy, robili zdjęcia. Ja wysyłałam je znajomemu na Ukrainę - Nomad, pozdrawiam :) A droga z  panoramą Bielska prezentowała się tak:

 Panorama Bielska z czerwonego szlaku

21:30

Barania Góra - dzień drugi

Barania Góra - dzień drugi
Kolejny wpis po miesiącu niepisania. Postaram się to nadrobić, bo zbliża się długi weekend majowy.
Wrócę zatem do wyjazdu, który miał miejsce pod koniec zeszłego roku - Szczyrk i Barania Góra. To ona była celem naszego wyjazdu. Trasa została obliczona, aby zdobyć jak największa ilość punktów, ale też aby trasa, która pójdziemy była atrakcyjna widokowo. No cóż...zdanie siostry Damiana:
- Zapewne z wszystkich tras jakie są, mój brat wybierze tę we mgle. -
Mówiła to z przekąsem, wieczorem, gdy przygotowywałyśmy kanapki na następny dzień.
 Trasa, opracowana przez Damiana była dość imponująca, wyruszaliśmy z Węgierskiej Górki Traktem Cesarskim, na jego poboczu zaparkowałam moją Kijankę. Z traktu zeszliśmy na czerwony szlak. Droga była taka sobie, ani trudna ani łatwa. Początkowo szliśmy wzdłuż domów - zarówno mieszkalnych jak i tych letniskowych. W nocy był przymrozek/mróz ( przecież to koniec grudnia), więc większość drzew, dachów pokrywał biały woal.
Jak zawsze - każde z nas szło swoim krokiem. Mi to nie przeszkadzało. Czasami wolę iść sama, bo mogę sobie pewne sprawy przemyśleć, albo po prostu iść i nie skupiać się na niczym. No może na drodze.. Trochę zastanawialiśmy się nad trasą ...tzn nie ja. Ale szliśmy spokojnie. Szlak był...przepiękny. Żadne słowa nie oddają piękna, które nas otaczało. I dlatego pokaże to zdjęciami.


 Mgła w dolinach
Copyright © 2016 W drodze , Blogger