23:04

Gdy w maju sa dłuuugie weekendy - czyli trip w Kotlinie Kłodzkiej. Dzień pierwszy.

Gdy w maju sa dłuuugie weekendy - czyli trip w Kotlinie Kłodzkiej. Dzień pierwszy.
Zakończony jeden etap mojej pracy w tym roku, wiec mam trochę więcej czasu dla siebie. I na uzupełnienie bloga, który przecież powinien być pisany systematycznie. A nazbierało się trochę tematów/wyjazdów którymi chcielibyśmy się podzielić z innymi/z czytelnikami.
Zaczynam od tego najdłuższego, aby nie zapomnieć o niczym, aby nic nie umknęło z pamięci.
Jakoś tak się ułożyło w tym roku, ze w maju mieliśmy dwa długie weekendy. Pierwszy - związany ze świętem Konstytucji 3 maja i drugi -  z Bożym Ciałem. Ten pierwszy już był zaplanowany - Damian jechał na szkolenie paralotniowe do Włoch, ja zostawałam w domu (ale i tak pojechałam w góry). Natomiast drugi był ustalony - jedziemy gdzieś.
W kwietniu omawialiśmy ten temat i zasugerowałam wyjazd do Sandomierza. Zakochałam się w tym mieście, ale tez jest w czym. Jedno miasto, które ma w sobie tyle ciekawych miejsc do zobaczenia. Zatem już pod koniec kwietnia zaczęłam szukać noclegów w Sandomierzu. Nie wzięłam tylko pod uwagę jednego – na pomysł wyjazdu do tego miasta wpadnie ¾ Polski. Obdzwoniłam wszystkie w miarę rozsądne kwatery i nie znalazłam nic ciekawego, w miarę atrakcyjnego.
Trzeba było zatem zmienić miejsce i kierunek wyjazdu. Wybór padł od razu na Kotlinę Kłodzką. Obydwoje byliśmy tam (ale osobno, nim się poznaliśmy), ale nic nie szkodzi pojechać tam jeszcze raz. Dodatkowo Damian zasugerował, że jak już tam będziemy, to możemy pojechać do Pragi i do Skalnego Miasta w Adrspach, bo ja tam nie byłam. Jedziemy na moto, wiec odległość nie jest aż tak wielka. Dlaczego nie, ja tam zgodna dziewczyna jestem. Chyba już wielokrotnie o tym pisałam.

19:01

Zaczynamy sezon moto.

Zaczynamy sezon moto.
Suzi kupiona. Oczywiście nie od razu zaczęła być użytkowana. Najpierw musiała być dopieszczona, pomalowana, dokupione okleiny. No...igła. Pogoda tez za bardzo nie rozpieszczała. Początkiem marca udało się kilka razy pojeździć, ale to bardziej było dla samego jeżdżenia. Nie dla przyjemności.

Suzi w okazałości, ja w tle. Zalew Sosina w Jaworznie

  Dopiero koniec marca - okres świat Wielkanocnych pozwolił nam na konkretne jazdy. Nie były to jakieś wyprawy ( na nie jeszcze przyjdzie czas), ale jednak pojeździliśmy trochę.
W Lany Poniedziałek, pogoda piękna jak cukierek, wybraliśmy się do Ogrodzieńca, a później na Pustynię Błędowską . W Ogrodzieńcu byłam wieki temu, pamiętam go jeszcze jaką prawie ruinę. Ale miałam w pamięci, ze zamki na Szlaku Orlich Gniazd sa odrestaurowane, czekałam na miłe doznania. No cóż.. rozczarowałam się. Zamek i owszem, odrestaurowany. Ale wszechobecna komercja i tu dotarła. Kramy z plastikowa chińszczyzna, dmuchany zamek do skakania, muzyka na skraju disco-polo rozchodząca się z głośników. Zrobiłam tylko zdjęcia z daleka i ruszyliśmy do Pustyni Błędowskiej.
                                           zamek z oddali,                      Rycerz, tylko już na innym rumaku :)

Pustynia Błędowska. Jedyna w Europie a na pewno w Polsce. Ale od lat zarasta. I w zasadzie staje się lasem Błędowskim. Mogliśmy podziwiać jej fragment z tarasu widokowego na Czubatce. I mimo, ze pustyni jest tam niewiele, samo miejsce działało uspokajająco. Panorama rozciągająca się z tego miejsca też robiła wrażenie.
 pustynia z nazwy Błędowska
 W efekcie wyjazd należy zaliczyć do udanych. Trochę pooglądaliśmy kraju. Suzi sprawowała się rewelacyjnie. Juz nie będę dodawała, ze na trasie Damian podchodzi do każdego motocyklisty ambicjonalnie. Jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś zdążający w tym samym kierunku co my, to na bank...mogę się postawić dolary przeciwko orzechom, że dogoni go i wyprzedzi. Niczym koń na Wielkiej Pardubickiej.
- Ale sama tego chciałam! :)

21:36

Gdy zmienia się pogoda...

Gdy zmienia się pogoda...
Czerwiec. Choć tylko kalendarzowy. W międzyczasie wiele się zmieniło, dokonało. Ale ab ovo ..jak powiadali starożytni Rzymianie.
Gdzieś tu na blogu można wyczytać zamiłowania Damiana - wędrówki, jazdy rowerem i...motocyklem. Tylko że z tym ostatnim był problem - własnego nie było, a ten który stał w garażu, nie miał dokumentów. Ryzyko nim gdzieś latać. Poza tym zbliżała się zima i nijak czerpać przyjemność z jazdy moto. Ale mniej więcej od połowy grudnia zaczęłam delikatnie wiercić dziurę w brzuchu. Tzn roztaczać wizje, jakby to było, gdyby było... Sama też wiedziałam, że szuka, przegląda, zastanawia się. Rozważane były dwie opcje: turystyk, na którym można jeździć spokojnie, wygodnie i w dalekie trasy na rożnych drogach, oraz sport/ścigacz - jazda szybka, ale tez lekko niewygodna, z ograniczonymi bagażami.
Sam Damian był w rozterce: czy jeszcze pozostać przy śmigu, czy raczej przejść na turystyka... Ja byłam głosem doradczym. Raczej oceniałam po wyglądzie przyszłe moto, które zakupiłby ewentualnie. Pierwsze moto, które oglądaliśmy, to była Kawasaki Ninja 636. Zielona żaba. Ale dla mnie jakaś mała, z popękanymi owiewkami. No jako estetka nie akceptowałam jej. Damianowi też nie pasowała, tym bardziej, ze po odpaleniu nagle zaczęła "kichać kaszleć i kapać". Zrezygnował z niej. To było w styczniu
Później pojechaliśmy do Bielska oglądać BMW 1200s. Nawet nawet, ale okazało się już być zamówione. No trudno. Poszuka się coś innego.
Zaczęły się ferie zimowe, ja przyjechałam do niego. Dziennie rano widziałam, jak ogląda strony ze sprzedażą moto. I niby coś było, ale albo za daleko, albo zdjęcie nie za bardzo, albo coś było podejrzanie za piękne i za tanie. I wreszcie...środa. Ogłoszenie. Brzeszcze. Do sprzedania Suzuki GSXR 750 k7 (cokolwiek to znaczy). Jedziemy. Ale nadal niezdecydowany, bo jednak turystyk lepszy.
Przyjechaliśmy na miejsce, poczekaliśmy na właściciela, przywitali się. Ten otworzył garaż i pokazał Suzi...
Nie wiem jak Damian, ja...no zakochałam się w niej od razu. Szukałam wzroku Damiana, bo chciałam mu pokazać, ze ta i nic innego ( mieliśmy jeszcze w tym dniu jechać w dwa miejsca zobaczyć BMW). Panowie wymieniali fachowe uwagi, oglądali spokojnie moto. I wtedy Damian podniósł głowę, popatrzył na mnie. Noooo.... ten wzrok mówił wiele.
- Mógłbym przejechał sie kawałek, żeby zobaczyć jak chodzi? - zapytał właściciela pięknej damy
- Jasne, oczywiście - facet zgodził się od razu
Odpalił ją... Ten dźwięk, najpiękniejszy na świecie. Wzrok Damiana na mnie. A później charakterystyczne poprawienie się, gdy usiadł na siedzeniu, pochylona sylwetka.
Ale nie dokonaliśmy transakcji od razu. W drodze powrotnej cały czas mówił o Suzi. Jakby chciał siebie i mnie przekonać, ze warto ją kupić, rozważał wszystkie za i przeciw.
- Damian, dzwon do gościa i powiedz, żeby nam ja zaklepał - powiedziałam stanowczo, gdy zatrzymaliśmy się na obiad przed Tychami w zajeździe Pod Dzikiem przy DK1 (nawiasem mówiąc - rewelacyjnie tam gotują)
- Jak zaklepał?- chyba jeszcze nie docierało do niego, że współdecyduję o kupnie śmiga
- Zadzwoń i powiedz, ze decydujesz się na niego. Żeby zdjął już ogłoszenie, dał adnotacje - sprzedane. Załatwisz pieniądze i jedziemy kupić. Druga taka okazja się nie trafi. - mówię spokojnym, ale zdecydowanym głosem.
Chwila zawahania i Damian dzwoni. Słucham tej rozmowy i słyszę, że sprzedający bez oporu zgadza się na propozycję Damiana.
- Ciekawe dlaczego się zgodził od razu? - dziwi się Damian po skończeniu rozmowy
- Dlaczego? Bo przyjechała para: Kobieta i mężczyzna. To wzbudza zaufanie- uśmiechnęłam się
To było w środę, w piątek jechaliśmy po moto. Oczywiście - jak go przywieźć? Stanęło na tym, ze ja będę wracała Kangurem, a Damian pojedzie za mną. Pojedzie wolno, bo temperatura ujemna. Bardzo ujemna.
Zabawny moment, gdy wjechaliśmy na stacje benzynową. JA stanęłam z boku, czekałam aż zatankuje. Damian podjechał pod dystrybutor, skinął na mnie dłonią. Wyszłam z samochodu, podeszłam, on mnie przytulił
- Właśnie potwierdziłam to, ze jesteście przystojni do momentu zdjęcia kasku - uśmiechnęłam się
Damian zdjął kask, pocałował
- Ale zdziwienie pani w samochodzie obok...bezcenne - dodałam - Chyba nie za bardzo orientuje się, o co chodzi
- Urok motocyklistów - Damian podjął zabawę
Jechał grzecznie za mną, ale nie wytrzymał, gdy droga z Oświęcimia do Tychów stała się dwupasmowa, musiał podkręcić manetki i polecieć do przodu. Czekał przy zjeździe na Katowice.
I tak to stał/staliśmy się posiadaczami Suzi.                                                            Suzuki GSXR 750 w całej okazałości
Copyright © 2016 W drodze , Blogger