21:49

Podróż za jeden uśmiech... no może za kilka.

02 sierpnia 2016r.

Wstajemy wcześniej, żeby pożegnać się z naszymi Dobroczyńcami - Panią Jolą i Mateuszem. Niestety - Pan Wiesio wychodzi wcześniej do pracy i nie możemy podziękować za możliwość poznania i ugoszczenia nas. Ja siedzę jeszcze z Panią Jolą, rozmawiamy.
- Jolu, bardzo dziękujemy za gościnę - powtarzam któryś raz z kolei - A klapeczki, które mi dałaś, są rewela. Gdy wrócę do domu, muszę sobie takie kupić
- A po co będziesz kupowała, bierz. Są Twoje - głos pani Joli jest pełen uśmiechu.

Nie wiem, jak odwdzięczymy i kiedy się odwdzięczymy naszym Dobroczyńcom za gościnę

Damian z Mateuszem ustalają jeszcze szczegóły trasy na Ruciane, pakujemy nasze kufry i po kilkakrotnych pożegnaniach ruszamy. Najpierw drogą S8  a później zjeżdżamy z niej na 64 w kierunku Łomży. Ja jak zwykle podziwiam krajobraz, czytam drogowskazy. Nazwy na nich są znane z historii: Wizna, Jedwabne... Coś o czym czytamy w podręczniku tu jest na wyciągniecie reki, na skręt kierownicy. Zatrzymujemy się w Łomży - czas na kawę i drugie śniadanie. Wjeżdżamy na Rynek. Trochę błądzimy, ale jedna z mieszkanek od razu proponuje pomoc - widzi obcą rejestracje, wiec zrozumiałe, ze możemy się pogubić. I to mi się właśnie podoba w mieszkańcach Podlasia, Kurpii.
 
 
Zatrzymujemy się przy lodziarni "U lodziarzy" i kupujemy lodu...Giganty a nie lody. Opacznie zamówiłam dwie gałki. Zjadłam je, ale czułam się jakbym miała lodowisko w brzuchu. Nawet Damian ma problem zjeść swoją porcję, a na słodkie to on jest żyrty chłopak. Chwilę odpoczywamy i ruszamy dalej na Pisz. Krajobraz się zmienia. Więcej lasów a w nich konwalie. Nie ejst to dziwne dla mnie, bo uczyłam się kiedyś na biologii ze istnieje coś takiego jak konwalia majowa, rosnąca w lesie i pod ścisła ochroną. Ale teraz widziałam ją pierwszy raz i to w takiej ilości.
Wjeżdżamy do Rucianego, wita nas port. Zatrzymujemy się i pytamy o rejsy. Okazuje się że w zależności od przewoźnika, cena kształtują się różnie. My decydujemy się na rejs o 10.30 do Mikołajek i później powrót do Rucianego. Bilet miał kosztować 50 złotych i stwierdziliśmy, ze jest to cena warta rejsu.
Uzgodniłam z paniami w kasie, ze w razie, gdybyśmy przyjechali na moto to możemy sie u nich przebrac i zostawić kombinezony i kaski. Oczywiście - tradycyjne teksty: jak sobie radzę jako pasażerka, czy nie jest nam ciepło w kombikach, jak mija podróż i takie...Pożegnałam panie i ruszyliśmy do naszej kwatery do pani Danusi. Kolejna dobra osoba, jaką napotkaliśmy w trakcie naszego wyjazdu.
Zostawiliśmy rzeczy w pokoju, dopełnili formalności i ruszyli po Rucianem. Sama miejscowość jest mała, wiec nie mieliśmy zbyt długo gdzie jeździć. Ale po drodze zauważyłam drogowskaz do leśniczówki Pranie. Krótka rozmowa, sprawdzenie mapy i jedziemy. Droga, jak zwykle - marzenie. Szczególnie dla Damiana, który uwielbia układać się na zakrętach. Może nie tak, jakby chciał i jakby to robił gdyby jechał sam, ale jednak..
Zatrzymujemy się na leśnym parkingu - trzeba uważać na kierunkowskazy i oznaczenia, bo do parkingu trzeba podjechać leśna drogą. Zostawiamy Suzi i idziemy te kilkadziesiąt metrów do leśniczówki. Wzdłuż lesniej drogi sa postawione tablice ze zdjeciami, tekstami nt Mazur, leśniczówki, sportu kajakowego, który był tak popularny przed wojną i tuż po wojnie (i komu to przeszkadzało?). Ja dodatkowo opowiadam Damianaowi o samym Głaczyńskim - poeta trochę inny niż wszyscy, ze specyficznym sposobem pisania, poczuciem humoru, wielkiej wrażliwości a tym samym - alkoholizmowi, który stanowił dla niego ucieczkę od problemów świata. I gdy widzimy zarys budynku leśniczówki już wiemy, na czym polegał urok tego miejsca
- Nie dziwię sie Gałczyńskiemu, to magiczne miejsce- stwierdza Damian - Zamieszkajmy tu.
Jest...magicznie. To chyba najlepsze określenie. Brak słów na opisanie tego miejsca. Dlatego zapraszamy do oglądania zdjęć.
 Leśniczówka obrośnięta dzikim winem i sam Mistrz siedzący przed nią.
 A tu..podarunek Mistrza dla Mistrza. I Gałczynski i Rózewicz to moi ulubieni poeci

 I znowu leśniczówka... jest tak piękna, ze obfotagrofowaliśmy ją ze wszech stron
 Lesniczówka zbudowana jest na skarpie, z której schodzi sie schodkami do jeziora. Bajkowo

Motocyklista i jego plecak...czyli Damian i ja na schodach do pomostu na Jezioro Nidzkie
 Żaglówki na jeziorze, spokojne, pełne elegancji
 Ulubione ptactwo wodne Damiana, uwielbiał patrzec, gdy kaczki ladowały na wodzie
 A tu niebo przegląda sie w wodzie
 Panorama Jeziora Nidzkiego
Znowu niebo przegląda się w jeziorze
 A tu prawie jak selfi. To nasze pierwsze wspólne zdjęcie.

 Tu nawet jest pomnik Zielonej Gęsi - symbolu/nazwy teatrzyku wymyślonego przez Mistrza. Pełnego ironii i pur nonsensu
 Mistrz Gałczyński - zamyślony. Czy tego spodziewał sie na swoich ukochanych Mazurach?
Gdyby to było możliwe - spędzilibyśmy tam cały dzień, ale byliśmy głodni i ruszyliśmy w dalszą drogę. I właśnie tutaj można było poznać znaczenie słów - koniec świata. Dojechaliśmy do miejscowości Karwica i nagle..droga sie skończyła. Zawróciliśmy i zatrzymali w restauracji Wenus (ktoś kto wymyśla nazwy restauracji powinien mieć dożywotnia karę - Wenus na Mazurach, jakby nie można było tego nazwać..bo ja wiem...U Krysi ). Z jadłospisu wybraliśmy: placki po mazursku (placek ziemniaczany z farszem warzywnomiesnym i zapiekane z serem) a ja dzyndzałki z hreczką i skrzeczkami (długo uczyłam się tej nazwy - a były to pierogi z farszem z kaszy gryczanej, mięsa i jajka polane swarkami - pycha). Do picia zamówiliśmy podpiwek i lemoniadę. Jak tak dalej będzie to nie zmieszczę się w kombik.
Po powrocie na kwaterę zabraliśmy rowery i zrobili rekonesans po okolicy. Przy okazji kupiliśmy cos do jedzenia na kolacje i śniadanie. Postanowiliśmy, ze jutro do portu pójdziemy jednak pieszo - nie jest daleko a spacer dobrze nam zrobi. Zasnęliśmy dość szybko...tzn Damian zasnął, bo ja usiłowałam jeszcze obejrzeć film, ale oczy zamykały się same z siebie. nie było sensu walczyć ze snem. Poddałam się.
Pierwszy dzień na Mazurach minął nam bardzo przyjemnie. Jutro czekał nas rejs po jeziorach a szczególnie po jednym - Śniardwach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger