20:45

Jak czeka sie na pogodę.

Wczorajszy wpis o krótkich wyjazdach zmobilizował mnie do notowania i dziś na blogu. I znowu o krótkich wyjazdach. Suzi to drugi środek lokomocji, dzięki któremu możemy jeździć, zwiedzać. Wówczas nastawiamy się bardziej na przejazd, na widoki. Przeszkodą są kombinezony, kaski, rękawice. Ja czasami jeszcze mam plecak.
Ale tez ledwie robi się trochę cieplej po zimie zaraz zastanawiamy się: Gdzie jechać.
Tym razem było podobnie. Na 02 kwietnia zaplanowaliśmy jazdę.
W sobotę po południu pracowałam jako "kierowca" dla mojej Mamy. Po południu dostałam wiadomość - Suzi nie ma ubezpieczenia i skończył się przegląd. No super! Ubezpieczenie jeszcze się załatwi - wiadomość do ajenta i do pół godziny mail z potwierdzeniem że moto ubezpieczone. Ale przegląd? Gdzie załatwić przegląd w sobotę po południu? Ale udało się znaleźć Stacje Diagnostyczną obok Mysłowickiej Giełdy (chyba Obrzeżna Północna 24). Czynna w niedzielę. No to jest nowa nadzieja (cytując klasyka). Okazało się, ze takich "zapominalskich" jak my jest więcej.

 w oczekiwaniu do przeglądu
Ale spokojnie poczekaliśmy na swoja kolejkę - nasza Suzi, turystyk i chopper. NO cóż, czasami trzeba się integrować.
Przegląd załatwiony, jedziemy. Cel - Kotlina Kłodzka. Trasa znana, bo rok wcześniej jechaliśmy tam na długi weekend. Na światłach spotykamy się z innymi motocyklistami. Podziwiają nas ze tak daleko się zapuszczamy (rejestracja katowicka). Kawa na stacji Orlen w Nysie, a dalej drogą 46 do Złotego Potoku i 390 do Lądka Zdroju.
Droga 390
Droga jest piękna - marzenie dla motocyklisty: winkle, widoki. Sam Lądek zaurocza nas swoją maleńkością i spokojem. I to coś charakterystyczne dla Dolnośląskiego - ta ulotna atmosfera, wrażenie oczekiwania, tajemniczości. Na rynku lądkowskim spokojne, niedzielne popołudnie. Pstrykamy parę fotek i lecimy dalej.


Rynek w Ladku
Kolejny etap to Kletno i bar motocyklowy (nieczynny już, ale chcemy zobaczyć). I rzeczywiście - bar nieczynny, wiatr hula sobie po podwórku. A szkoda.

 Nieczynny bar dla motocyklistów. Tylko dzialająca motocyklistka przed nim
Droga do Jaskini Niedźwiedziej i na Śnieżnik
 Wapiennik w drodze do Niedźwiedziej
Rozprostowaliśmy kości i znowu na moto. Nim ruszamy, Damian pyta:
- Wspieramy polską gastronomię, czy zacieśniamy przyjaźń polsko - czeską i smakujemy dania kuchni czeskiej?
- A możemy zacieśniać przyjaźń - zgodziłam się
Droga 392 i jedziemy. Winkle, winkle, winkle. Szkoda tylko, że zbyt ostre, grozą ślizgiem. Nowa Morawa po stronie polskiej, a po stronie czeskiej droga 446.
gdzieś w Czechach, motocyklista znajomy
I w Starym Meście pod Sneżnikiem skręcamy na Vikantice i Branna. Tam się zatrzymujemy. W centrum miejscowości na wzgórzu piękny kościół
Kosciół w Branna
Restauracja przy której stoimy jakaś podejrzana. Idę zapytać o jedzenie i przede wszystkim - czy można płacić kartą. Przy drzwiach witają mnie miejscowi wielbiciele piwa. Ale chyba bardziej zainteresowani są moim kombinezonem, sposobem podróżowania niż mną samą. No cóż...
Kartą mozna płacić (to cud w Czechach) - zamawiamy tradycyjnie: czosnkową polewkę, pieczony ser z frytkami, piwo bezalkoholowe (Damian), a ja kofolę.

 Głodny motocyklista i zupa czosnkowa. I kofola
Siadamy na dworze, wystawiamy twarze do słonca. Tak można spędzić resztę życia. Rozmawiamy o planach, staramy się zjeść pieczony ser z frytkami i obiecujemy sobie, że następnym razem zamawiamy jedną porcję. Staramy się zrozumieć o czym rozmawiają siedzący obok miejscowi, ale jakoś nie za bardzo nas to interesuje. Słonce pięknie ogrzewa twarze, jest ciepło i to liczy sie najbardziej.
Czas wracać do Polski. Nie wiem dlaczego, ale gdy jesteśmy po stronie czeskiej mam wrażenie, jakby czas płynął wolniej. Czesi inaczej mierzą czas, mają inne zegarki? To pozostanie jak na razie zagadką.
Droga do domu, rzeczywistość polskich dróg. I kolejny wyjazd za nami. Prawie 500 km w siodle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger