22:22

Czas powrotu

Poniedziałkowy poranek. Pierwszy dzień maja. Dla nas to dzień powrotu. Pakowanie rzeczy (tych w góry i tych "cywilnych"), śniadanie. Ale jeszcze planowanie trasy - co zobaczyć, aby w pełni wykorzystać wyjazd. Śniadanie (mniam), pożegnanie z sympatyczną właścicielką, zapewnienie o wdzięczności i ruszamy. Karpacz tętni życiem, a na pewno przyjezdnymi. Przecież wystarczy wziąć trzy dni urlopu, a ma się wolnych dziewięć. Ot... urok życia w Polsce. My jednak jedziemy w stronę Rudaw Janowickich, chcemy zobaczyć Kolorowe Jeziorka. Po drodze mijamy miliony miejsc do których obiecujemy sobie wrócić.
Dojeżdżamy na miejsce, wąska drogą pomiędzy zabudowaniami. Miejsce dość komercyjne, bo pojawiają się parkingowi kierujący ruchem i pobierający opłatę za zostawienie samochodu (ok.10 złotych). Żałujemy, ze nie jesteśmy na moto. Wtedy nie musielibyśmy czekać w kolejce samochodów. Parkujemy, wysiadamy.
Yyyyyy....gdzie ta cisza szlaków górskich?! Chyba zjechały się tu rodziny z całego Dolnego Śląska. Gwar rozmów, komentarze grymaszących turystów. A jeziorka... to dawne wyrobiska wydobywanych tu minerałów. Woda zapełniła je i zabarwiła się stosownie do danego minerału. I mimo gwaru, rozmów urzekają swoim pięknem




 Jeziorka, nie wiem, dlaczego, ale nie mam zdjęcia pierwszego
Najpiękniejsze jest oczywiście  - błękitne, dawne miejsce po wydobywaniu rudy miedzi
 Jakiś turysta...
Napawamy się widokiem, ale już wiemy, że musimy wracać. Trzeba jeszcze wyjechać na główną drogę, a nie jest to łatwe - dopiero teraz widać, ilu ludzi wpadło na ten sam pomysł. No i jeszcze dzień świąteczny. Wyjeżdżamy jednak. Po drodze ostatnie spojrzenie na Śnieżkę i.... Do zobaczenia Dolny Śląsku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger