21:32

Spacer w chmurach...górach

Niedziela. Chyba coś działo się w nocy. Jestem połamana i nie chce mi się ruszyć ani ręką, ani nogą. Słysze jęk Damiana
- Jaki jestem połamany - oświadczył słabym głosem
- Oooo... Ty też, czyli epidemia - uspokoiłam się - A już się bałam że tylko ze mną źle. Ale jak Ty też masz, to znaczy, ze epidemia.
Spojrzenie mówiło wiele za siebie. Jednak trzeba wstawać, śniadanie mamy zamówione (tylko 15 złotych, bufet szwedzki), a później ruszamy w drogę. Dziś Śnieżne Kotły. Ale wczesniej chcemy podjechać do centrum Karpacza i zapatrzeć się w okulary przeciwsłoneczne. Trudno - wydamy pieniądze, ale ochronimy oczy.
Główny deptak Karpacza z widokiem na ośnieżone szczyty
Śniadanie przepyszne (mój ukochany twarożek i inne smakołyki), zbieramy rzeczy. W Karpaczu jak w Karpaczu - dużo ludzi, lans. Jesteśmy przed 10 i czekamy jak na zbawienie na otwarcie sklepu Campus. Tam wybieramy okulary firmy Arctica. Podobne do siebie - błękitne, lustrzane szkła i białe oprawki.
Ruszamy. Zatrzymujemy się w Miłkowie. Bo piękna panorama na masyw Śnieżki a ja przy okazji fotografuję opuszczony kościół ewangelicki - mury stoją, dzwonnica jest, ale w środku rosną drzewa. Dach "przydał się" tutejszym mieszkańcom.
 Panorama na Śnieżkę z Miłkowa

opuszczony kościół ewangelicki w Miłkowie
Dowiadujemy się tego od starszego pana, który zatrzymuje się i opowiada nam o sobie, okolicy. Nie mamy jednak czasu. Grzecznie dziękujemy za rozmowę i informacje, zegnamy się i jedziemy dalej. Nasz cel to Jagniątkowo.
Parkujemy Kangura obok Żywego Banku Genów i ruszamy niebieskim szlakiem. Znowu ubrani w bieliznę termo, polary, spodnie softshelowe, a w plecakach mamy schowane kurtki. Jest ciepło a marsz tez nas rozgrzewa. Co jakiś czas napotykamy na tablice informacyjne wyznaczające ścieżki edukacyjne.
obowiązkowe sprawdzenie mapy
Im wyżej, tym większe połacie śniegu. Doceniamy kupione okulary, dziś nawet ja nie dałabym bez nich rady. Mijamy formy skalne charakterystyczne dla Sudetów, zatrzymujemy się, robimy zdjęcia a później znowu niebieskim szlakiem, stale w górę, stale w górę.
widok na doliny ze szlaku

działalność wody - dla mnie "Kociołek czarownicy"
 Kończy sie pasmo lasu, zaczyna kosodrzewiny. Już niedaleko do szczytu. O dziwo - nie załamuję się. Jest ciężko ale idzie mi się dobrze. Przechodzimy Rozdroże pod Śmielcem, a później ostrym podejściem wchodzimy na Czarną Przełęcz.
posiłek energetyczny
Tu odpoczynek, obowiązkowa lektura mapy, dywagacje, który szlak będzie zamknięty i ruszamy dalej czerwonym szlakiem w stronę Wielkiego Szyszaka i Śnieżnych Kotłów.
trasa przed nami, "wieża" w tle to budynek stacji telewizyjnej
 Na sam Szyszak nie wchodzi sie, szlak obchodzi go trawersem. I ta ścieżka jest wymagająca uwagi, bo w każdej chwili można się pośliznąć i sturlać po stoku. Dla przypomnienia - w górach leży śnieg i trzeba mieć się na baczności. A nie ma się na czym zatrzymać. Tutaj tez zakładamy kurtki, bo wieje wiatr dosc przenikliwy. Ale spokojnie maszerujemy dalej.
Same Śnieżne Kotły - trzeba tam być, aby zobaczyć ich piękno.



 
 Śnieżne Kotły fotografowane z różnych stron
Jeziorka polodowcowe u stóp Śnieżnych
Podejście do krawędzi jest zabezpieczone łańcuchami. Uruchamia się u mnie lekki strach, ale drobnymi krokami dochodzę do nich i mogę robić zdjęcia. Jest gładko, ale nie uruchamiam moich demonów wyobraźni: a może się pośliznę, spadnę, wypadnie mi aparat.... pomysłów wiele.
Obchodzimy Kotły, pstrykamy zdjęcia, Damian kręci film. I znowu dalsza wędrówka. Już wcześniej pytaliśmy mijanych turystów jak można zejść do schroniska i uzyskaliśmy informację, że szlak jest zamknięty ale spokojnie za Łabskim Szczytem jest szlak zimowy i nim można zejść. Słońce pięknie przygrzewa, idziemy szczytem, droga piękna, prawie jak asfaltowa, chwalimy siebie za zakup okularów.
Szlak zimowy to trasa wyznaczona drągami wbitymi w ziemię. Śnieg topnieje i część po prostu schodzi "ślizgiem kontrolowanym"/ Niestety - moje buty mają za głębokie protektory, nie mogę się ślizgać (próbowałam).
Schronisko pod Łabskim Szczytem jest takie...takie jak kiedyś. Dwa dania do wyboru, dwa rodzaje pierogów. Zamówienia przyjmuje starsza pani, spokojnie, bez nerwów. Spokojnym głosem wywołuje dania, które wychodzą z kuchni. Zamawiamy ogórkową (ja), i pierogi (Damian).
A później znowu w drogę. Wracamy czerwonym szlakiem, który pokrywa się z czarnym a później czarnym. Jeden z odcinków szlaku idziemy...górskim potokiem! To śnieg spływający ze szczytów tworzy chwilowy potok. zatrzymuję się i patrze za siebie - jak dobrze, ze schodzimy a nie wchodzimy. Wspinanie byłoby mało atrakcyjne.
jeden z wielu potoków górskich, niedaleko Schroniska po Łabskim Szczytem
Wracamy czarnym szlakiem, zmęczeni, głodni. Kangur na nas czeka. Wracamy do Karpacza a w drodze powrotnej mamy szansę ogladać jeszcze piękny zachod słońca.
Naleśniki w naleśnikarni i domek (ten tymczasowy). Jutro powrót.

Mapka trasy. Damian nie potrafił zaznaczyć zimowego szlaku za Łabskim Szczytem, dlatego wybrał wersję żółtego szlaku. Dla informacji - do 30 maja niektóre szlaki są zamknięte ze względu na okres godowy cietrzewi
mapka wędrówki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger