Spakowaliśmy plecaki: kanapki, woda, batony energetyczne. Śniadanie zjedzone i możemy ruszać. Może wspomnę, bo nigdy tego nie robię, jak ubieramy się w góry. Zawsze zakładamy odzież thermo. Mamy z Brubecki. I teraz w zależności: Damian polar i kurtkę z goratexu, ja polar, softshell i kurtkę z membraną 500. I tak było tym razem. W górach leżał śnieg, podobnie jak w Karpaczu i trasa była dość dobrze ośnieżona.
Damian toruje droge w śniegu
Dochodzimy do stacji kolejki krzesełkowej na Kopie. Dalej idziemy już sobie odgarniętym szlakiem - kilkakrotnie przejeżdżał tamtędy quad dowożący produkty do schroniska pod Śnieżką. No i widoczna też sama Śnieżka. W pięknym wiosennym słońcuSpokojnie dochodzimy do Domu Śląskiego. Tam zjadamy posiłek - kanapki i zupę pomidorową, obowiązkowo zdjęcia i ruszamy na Śnieżkę.
tyle śniegu....
kryształki lodu na poręczach, drogowskazach i sam śnieg, duuuużo śniegu
Ruszamy. A z nami inni turyści. W różnym odzieniu i obuwiu. Ale obiecałam, ze nie będę komentować. Dość powiedzieć, że obuwie wyślizguje śnieg na szlaku (sa łańcuchy, więc trasa trochę trudna) i w niektórych miejscach jest ślizgawka.
szlak na Śnieżkę
Pogoda też zmienia sie. Z pięknej, słonecznej w chmurzystą i śnieżna. Ale Śnieżka zdobyta, charakterystyczne Latające Talerze obserwatorium są uwiecznione na fotografiach, kofola w czeskiej budzie (to było schronisko) i wracamy.
latające talerze - budynek obserwatorium wysokogórskiego
zdobywcy
a to "buda"czeska, tam była kofola
Wracamy wyślizganym szlakiem na którym jest wesoło....niektórzy zjeżdżają na "siądźce" inni na butach. Różnie.
My idziemy dalej czerwonym szlakiem (Głównym Szlakiem sudeckim) w stronę Spalonej Strażnicy. Pogoda znowu się zmienia, świeci piękne słońce, które odbija swoje promienie od bieli śniegu. No własnie, biel śniegu. Nie pozostaje to bez wpływu na nasze oczy. A przynajmniej czy Damiana. Zaczynają go piec, coraz gorzej mu się patrzy. Oczywiście - nie mamy okularów. Głupiki z nas.
chmury, snieg
Damian z prawie śniezną ślepotą
I nagle ja wpadam na szalony pomysł - kładę się na snieg i robię "orła"/"anioła". Jak za dziecięcych czasów. Damian nie może być gorszy i postanawia ulepić swojego prywatnego bałwana. Góry jednak odsłaniają nasze prawdziwe oblicza.lepienie prywatnego bałwanka
Idziemy dalej do strzechy Akademickiej niebieskim szlakiem. Tu znowu krótki odpoczynek, posiłek i schodzimy do schroniska Samotnia.
Mały Staw, wygląda niczym Morskie Oko
I jakie jest nasze rozczarowanie, gdy okazuje się ze niebieski szlak jest zamknięty. Lawiny i czas lęgowy cietrzewi. Trudno, idziemy drogą dojazdową i na wysokości Domu Myśliwskiego (a nawet wcześniej) wchodzimy na szlak. Dochodzimy do Starej Polany, gdzie znajdowało się Schronisko Bronka Czecha . I teraz już do Karpacza. Wychodzimy obok świątyni Wang. Kościół przeniesiony z Norwegii i zbudowany bez użycia gwoździ.Nareszcie mogę ją widzieć. Co prawda tylko z zewnątrz, ale nawet ten widok robi wrażenie.
świątynia Wang
Obok świątyni znajduje się mały cmentarzyk na którym został pochowany Tadeusz Różewicz. Być przy grobie mojego ukochanego poety...Wracamy do "domeczku". Po drodze wypatrujemy gruzińską restaurację Batumi. Tam zjemy kolację (obowiązkowo dania gruzińskie, gruzińskie wino - ja i piwo - Damian).
I w ten sposób minął nam pierwszy dzień w Karkonoszach. Ale już wiemy, że ten wyjazd długo zapadnie nam w pamięć
Mapka trasy, jaką przeszliśmy
Damian zaznaczył planowany szlak. Jednak nie wracaliśmy od Samotni niebieskim, bo był zamknięty. Lawiny i okres godowy cietrzewi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz