23:59

Dzień pierwszy - UK taki jak na pocztówkach

05 stycznia 2017r.
Noc na nowym miejscu. U mnie bywa z tym różnie. Szczególnie, gdy jestem bardzo zmęczona nie potrafię długo zasnąć i często budzę się w nocy. Tak było i tym razem. Ale zmuszałam się do spania. W efekcie ok 7/8 obudziłam się już zupełnie. Poranna kawa, pogaduchy z siostrą Damiana, później śniadanie, ustalenie planu dnia: Co chcę zobaczyć, na czym mi najbardziej zależy. Jestem zgodna dziewczyna, przystaję na każdą propozycję. Mówię tylko co chciałabym widzieć w Londynie, ale nie musi to być dziś. Anka grzebie w necie i decyduje: dziś jedziemy do Greenwich. Wysiądziemy w centrum, przejdziemy się kawałek po mieście, a później rejs po Tamizie do obserwatorium. No to plan wycieczki jest. Zbieramy się z domu idziemy wydrukować bilety do...no właśnie... nie wiem jak to nazwać. Niby sklep/bistro, bo można wypić kawę i zjeść coś. Ale równocześnie można posiedzieć przy komputerze, wydrukować/skserować potrzebne rzeczy, dokumenty. Takie - chleb mydło i powidło. "Instytucje" prowadzi Murzyn (przepraszam - angloafrykanin). Dyskretnie przyglądam się wnętrzu.... Noooo, nasz Sanepid zamknąłby ja w jednej chwili. A Gesslerowa miałaby pole do popisu. Ale widocznie klientom to nie przeszkadza. No cóż..inny kraj, inne zwyczaje. 

  Lea Bridge Rd
W ogóle to trochę jestem zdziwiona. Anglia kojarzy mi się z parkami, domkami szeregowymi, ogródkami. Tu widzę całkiem coś innego.

 Różne domy w Londynie. Z bałaganem przed wejściem i z uporządkowanym obejściem
 Charakterystyczna zabudowa miast Anglii - tu przedmieścia Londynu - strefa 3
  Przy niektórych domach jest...delikatnie mówiąc - śmietnik. Możliwe, że mieszkańcy nie przywiązują uwagi do tego jak mieszkają.
Ale dość marudzenia. wsiadamy w autobus, później przesiadamy się do metra i po kilku stacjach zatrzymujemy się na Westminster. Wychodzimy z metra i wita nas najbardziej charakterystyczna budowla Londynu.


 Big Ben i Westminster. I turystka.
 Big Ben i Palace of Westminster

Ulica Londynu w tle opactwo Westminster. Pomnik sir Winstona Churchila

Downing Street. Niestety, pilnie strzeżona ulica
Idziemy wzdłuż ulicy Whitehall. I łapię się na tym, że zachowujemy się jak turyści z Japonii. Fotografujemy telefonami wszystko co tylko się da. Bo jak nie fotografować, jeśli stale jest coś ciekawego do uwiecznienia. Boczna Whitehall to przecież słynna Downing Street - siedziba rządu UK.
 Siedziba dawnego Ministerstwa Wojny, a przed nim (na środku ulicy) pomnik poświęcony
kobietom biorącym udział w II wojnie.
Sama Elżbieta II pracowała jako kierowca i podobno świetnie sobie radziła
 Słynne czarne cabs na ulicach Londynu

 Whitehall i Damian w głębi. I drugi element charakterystyczny - czerwona budka telefoniczna
 Przed siedzibą Konnej Gwardii Królewskiej
policja konna na Whitehall
 The Lord Moon of the Mall (kawiarnia/pub) 

 Trafalgar Square z kolumną Nelsona
Dochodzimy do słynnej Trafalgar, tam kupujemy kawę w Precie (bardzo madry pomysł, bo mogę ogrzać zmarznięte palce na ciepłym kubku), a później Northumberland Ave idziemy w kierunku Tamizy

Królestwo za kawę...aaa...już jest, kochamy kawę. W drodze nad Tamizę. Ja i Damian.
Idziemy wzdłuż Tamizy. Naszym celem jest dotrzeć na przystań, kupić bilety na rejs statkiem i dopłynąć do Greenwich. Ale cóż z tego, gdy znowu znajduję masę obiektów do fotografowania. Siedziba nowego Scotland Yardu i coś co przypomina, że Polacy mieli swój udział w budowaniu Królestwa (ach ten patriotyzm). NA nabrzeżu natykam się na pomnik/monument poświęcony RAF. I od razu przypominam sobie lekturę "Dywizjonu 303" i film "Bitwa o Anglię", gdzie polscy lotnicy podczas lotu bojowego pokazani zostali jak gdakające kury. Ale przede wszystkim słowa Churchila : "Never in the field of human conflict was so much owed by so many to so few." Powiedział tak o wszystkich pilotach RAF.

 nazwiska polskich lotników służących w RAF
Taka nutka patriotyzmu. Bez wielkich słów, ostentacyjnego machania flagą i noszenia koszulki z orłem w kajdanach itp. I jak zawsze przypomniały mi się słowa kanoniera Dolasa (nawiasem mówiąc świetnie odgrywanego przez Mariana Kociniaka) z filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową" - Jaka Polska? Przecież Polska jest tylko jedna..."
Ech...ten nasz ksenofobizm, snobizm, mesjanizm i przekonanie o wielkości i niepowtarzalności...
Ale my już jesteśmy na nabrzeżu, Anka kupuje bilety (cena ok 13 funtów w jedną stronę). Jeszcze tylko kilka zdjęć i wchodzimy na pokład Róży Londynu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger