20:40

Trip w Kotlinie Kłodzkiej - dzień czwarty. Powrót.

Niedziela, 29 maja. Znowu budzę się później niż Damian. Spojrzenie jednym okiem, uśmiech jeszcze lekko senny/
- Dzień dobry - głos jeszcze śpi
- Dzień dobry - słyszę uśmiech w głosie.
Nie musimy wstawać wcześniej, można trochę poleżeć, bo dziś dzień powrotu. To co mieliśmy zaplanowane do zobaczenia - zobaczyliśmy. Rozmawiamy o wyjazdach, porównujemy do naszej przeszłości. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że wyjazd zaliczamy do udanych. Bez kłótni, udowadnianiu sobie, ze wie się lepiej. Spieranie się, gdzie iść, co zobaczyć. Przecież można iść na kompromis.
Zbieramy się powoli. Po wczorajszej kąpieli w burzy rzeczy mamy jeszcze... no delikatnie mówiąc - mokre. A przynajmniej rękawice. Ale damy radę.
Prysznic, pakowanie rzeczy, zbieranie ich do backpacku. śniadanie, kawa.
- Wiesz, jak już tu jesteśmy, to można by podjechać do Zamku Książ, chciałaś go widzieć - Damian przegląda mapę google - To ok 70km stąd wiec blisko. A potem już na A4 i do domu.
- Jasne, możemy jechać - zgadzam sie między jednym łykiem kawy a drugim
- To pojedziemy drogą Stu Zakrętów - stwierdza - przy okazji zobaczymy jaka jest teraz.
No to już pozostaje tylko zabrać bagaż, sprawdzić czy wszystko zabrane z pokoju, pożegnać sie z gospodarzami.
Oddaję klucze, zapewniam, ze pokój spełnił nasze oczekiwania i przyjedziemy tu jeszcze raz. Damian już czeka na mnie na dole, Suzi odpalona, jej lekki pomruk.. Ech...muzyka
I znowu most w Lewinie Kłodzkim, Kudowa i skręcamy na Drogę 100 Zakretów (droga nr 387). Dzień wcześniej nad Kotlina przechodziła silna burza. Na drodze widać było jej ślady: gałązki, wypłukana ziemia, ślady po strumykach deszczu. Droga 100 Zakrętów zapewne czas świetności miała kilka lat wstecz. Mokra nawierzchnia, wypłukany żwirek tez robiły swoje. Ale równocześnie mogłam podziwiać mijany krajobraz.
No cóż.... Beskidy mam na codzień, są piękne. Tatry wyrażają potęgę przyrody. Są surowe, monumentalne, człowiek czuje się przy nich taki maleńki. A Sudety..Sudety to dla mnie kamyki, którymi bawiły się olbrzymy i porozrzucały je po okolicy.
Droga 100 Zakrętów, siedzę na kamieniu przydrożnym, czekam na stopa

Robię zdjęcia


                 skały, którymi bawiły się olbrzymy


Jakiś motocyklista mi się tu plącze......
Znowu ja...z oddali
Łapię autostop w Karłowie
Ale ogólne wrażenie mijanych miejscowości - miliard. Trzeba tu wrócić. Choć stwierdzamy, ze czas sie tutaj zatrzymał. Niektóre domy nie były remontowane latami. Przykład dużego gospodarstwa w Sarnach. Pozostałość po majątku, kiedyś zapewne dobrze zarządzanym (gdy jeszcze właściciele byli błękitnej krwi). Póżniej czas PRL - u i jako tako utrzymane. Lata 90 -te to kompletna samowola... A teraz? Teren prywatny, wstęp wzbroniony. Chyba tylko dlatego, żeby nie pokazać stanu zrujnowania majątku.

 
Uważny obserwator dostrzeże - bocianie gniazdo i...antenę satelitarną. A jakże...
Jedziemy drogą 387, 385, 381. Mijamy Nową Rude i dojeżdżamy do Wałbrzycha. Jednak w trakcie jazdy cos dzieje się z naszą Suzi. Nagle wygasza się jej silnik, nie chce odpalić, pojawia się informacja - błąd F1.
Ale odpala po krótkiej przerwie. Jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Wałbrzycha i kierujemy sie do Książa. To siedziba rodu von Plesów, panów na Pszczynie. Jednak nie idziemy na sam zamek. Spacerujemy po parku, później na punkt widokowy i fotografujemy zamek z jego najbardziej charakterystycznej strony. 


 park, ławka, moja kurtka z moto, plecak, motocyklista

 Zamek z punktu widokowego i alejka w parku
Zjadamy tez kanapki, które przezornie przygotowałam. Zgadzamy się z tym, że teraz musimy poszukać miejsca gdzie zjemy coś. Zgodnie stwierdzamy, ze mają to być naleśniki z truskawkami i kawa.
Plan jest prosty - jedziemy w strone Wrocławia, szukamy coś po drodze. A później w Bielanach Wrocławskich wskakujemy na A4 i pomykamy do Katowic. Plan prosty. W założeniu.
Pod Bielanami rozjazd drogi, oznakowanie pozostałe po robotach drogowych, Damian skręca w prawe rozwidlenie... Jedziemy...Tylko na drogowskazach mamy trasę na..Kudowe i granicę. Czyżby tak zatęsknił, że wracamy i zostajemy w Dusznikach?
- Ja rozumiem, ze Ci się podobało w Kotlinie, ale muszę jutro iść do pracy - mówię do niego na jednych z kolejnych świateł.
- Chyba źle zjechaliśmy - odpowiada lekko zdenerwowany.
Zjeżdżamy na pobocze, google maps .. .faktycznie. NO to trzeba wracać. W Łagiewnikach skręcamy w drogę 39, mijamy miejscowości, m.in. Wiązów. Szczere pole. I nasza Suzi..... znowu gaśnie. Już teraz na amen. Nie chce odpalić. Okazuje sie...że padł nam akumulator. I co teraz? Bez zasięgu, bez internetu, pusta droga.
szczere pola

Ja, czekam na autostop...chyba wejdzie mi to w nawyk
Gdyby to było moja poprzednie życie, zapewne ja musiałabym się martwić, organizować i jeszcze byłoby źle. Ale teraz... do 20 minut było wszystko poorganizowane. Do godziny przyjechała po nas pomoc drogowa (Damian ma wykupiona opcje w moto -holowanie do 150km). Dojedziemy przed Gliwice a tam już będzie czekał na nas Dżonek ze sprawnym akumulatorem.
I tak sie też dzieje. Dżonek zabiera przy okazji nasze bagaże i jedziemy bez obciążeń. Dojeżdżamy do domu rodziców Damiana, dziękujemy Dżonkowi. Obiecujemy się odwdzięczyć.
Nasz trip dobiegł końca. Wspaniałe cztery dni. Czego mnie nauczyły? Potwierdziły tylko to co już wiedziałam: kompromis w relacjach z drugim człowiekiem jest lepszy, niż stawianie na swoim. I drugie - w czasie takiego wyjazdu można się przekonać jaka jest druga osoba.
I chyba zdaliśmy ten egzamin na..piątkę?
- Ty, Damian...wypowiedz się, bo tylko ja piszę. I opisuję ze swojego punktu widzenia :P-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger