13:06

Wracamy w góry w wielkim stylu. 09 lipca 2016r. - Diablak (Babia Góra)

Po wyjazdach i krótkich trasach "dookoła komina" na moto, czas na relację z wyjścia w góry. Ja byłam już wcześniej,na początku maja, gdy Damian pojechał na szkolenie do Włoch. Ale tak mniej więcej od końca czerwca uruchomił się u nas "wędrownik górski". Nie wiem, jak Damiana, ale ja byłam już w takim stanie, że byłam gotowa jechać prosto z pracy do Ustronia, wejść na Czantorię i przejść się dowolnym szlakiem. Albo po prostu posiedzieć i zejść na dół. To by już było wystarczające.
Ustaliliśmy, ze w sobotę jedziemy na Babią. Tylko..wszelkie możliwe aplikacje pogodowe wskazywały na to, ze w sobote będzie padać deszcz, będą burze. Jednym słowem - aura broniła się na wszelkie możliwe sposoby, abyśmy nie zrealizowali swoich planów. Ale o dziwo, sobotni ranek okazał sie słoneczny, zatem szybka męska decyzja - jedziemy.
Oczywiście- trasa do Zawoi i sama trasa w góry to nie moja działka. Ja miałam tylko zrobić bułki. Bo jak to - w góry bez bułek? Zatem bułki, plecaki woda, polary i kurtki i ruszamy. Droga z Katowic na Tychy, później na Bielsko. Niby słonce, ale nad bielskimi Beskidami formowały sie chmury deszczowe. I tak tez było. Gdy zjechaliśmy na drogę do Żywca, zaczął padać deszcz. Ale była to tylko chmura, która przeszła sobie spokojnie po wylaniu odpowiedniej ilości wody Jechaliśmy do Zawoi (jedna z najdłuższych wiosek w Polsce) i  stamtąd na Przełęcz Krowiarki. Ruszaliśmy właśnie z Krowiarek. Hmmm... trochę mnie te Krowiarki zaskoczyły, bo pamietam je jeszcze jako zwykła polanę, z szałasem pasterskim (gdy byłam młoda piękna i szalona to w nim nocowałam, bo do Krowiarek trzeba było iść z buta, a wybrałam się na Babia po pracy - ok 16 wyjeżdżałam z Katowic PKS-em). Teraz Krowiarki to... parking, na którym handluje się oscypkami, pamiątkami i gdzie płaci sie za wstęp na teren Babiogórskiego Parku Narodowego. Zapłaciliśmy 5 złotych od osoby i ruszylismy niebieskim szlakiem w kierunku schroniska na Markowych Szczawinach.
mapka trasy
 Niebieski szlak to droga. No dobrze..nie droga, taki leśny dukt. Szło sie przyjemnie, temperatura nie była za wysoka. W sam raz na wędrówkę w góry. Mieliśmy polary, ale musieliśmy je zmienić na kurtki przeciwdeszczowe, bo zaczął padać deszcz.
Wiedziałam, że Babia to kapryśna góra i nie zawsze pozwala zobaczyć panoramę ze swojego szczytu. Ale jakoś nie przejmowałam się tym. Jak dotąd tylko Klimczok nie był dla nas łaskawy.
Zdjecia robił Damian. Dodatkowo miał wgrana aplikację (ech Ci faceci - zawsze jak dzieci, tylko zmieniają zabawki), która pokazywała jak idziemy, jaki jest czas przejścia i różnica wzniesień. Fajna aplikacja, która dopiero pokazała swój urok po zakończeniu wędrówki.


Niebieski szlak z Krowiarek do Markowych. Ja na szlaku
 Schronisko za drzewami
Schronisko na Markowych było naszym miejscem chwilowego odpoczynku. I znowu lekkie moje rozczarowanie. To było inne schronisko, niż tamto, które zapamiętałam. Tamto było jakieś bardziej...górskie. A to już trąciło komercją. Ale nie można pogrymaszać tylko brać to co dają.  
 schronisko na Markowych
 Jakiś..budynek
Turysta, dziwnie znajomy
W schronisku tradycyjnie - herbata z cytryną, coś do zjedzenia, chwila odpoczynku i ruszamy na Babią. I wtedy zaczęły się schody. Dosłownie i w przenośni. Damian wybrał czerwony szlak, który piął sie dość stromo. Dla ułatwienia turystom - ktos ułozył kamienie, aby lepiej/łatwiej było sie wspinać. Nie wiem, czy lepiej, bo w pewnym momencie stanęła zrezygnowana i stwierdziłam:
- Idź, nie dam rady.
- Dasz. Zawsze dajesz. Przypomnij sobie Grześ i Rakoń - Damian potrafi już motywować
No dam radę. Pewnie, że dam. I ponownie rozpoczęłam wędrówkę.
I warto było. Widok ze szlaku, a później z przełęczy Brona rekompensował wszystko.
 początek czerwonego szlaku
schody w górę
udokumentowanie, ze to naprawdę czerwony szlak

Schody, panorama ze schodów, turysta dziwnie znajomy... :)
 Ja na schodach.... chyba pokazuję język Damianowi.

Panorama w trakcie wędrówki
Widok z przełęczy Brona
Tu chwila odpoczynku, robimy zdjęcia, odpoczywamy. Zjadamy po kawałku czekolady i ruszamy w dalsza drogę. Teraz wchodzimy w pasmo kosodrzewiny. Czyli jakby nie było - można porównać to do wędrówki w Tatrach (Babia to przecież drugi co do wysokości szczyt w Polsce). 
I znowu schody kamienne i sciezka w kosodrzewinie. Zaczyna sie robić tez zimniej. Zaczynamy żałować, ze nie mamy czapek, Damian dłuższych spodni, ja rękawiczek. Ale to właśnie Babia - nieprzewidywalna pogoda.

 znowu kamienne schody..

w oddali cel wędrówki i znowu turysta, za bardzo mi się plącze... 

Mała Babia
Ale Babia już jest widoczna, nawet dobrze sie wchodzi, wiec nie jest źle. Dla odpoczynku, wyrównania oddechu można sie zatrzymać, popatrzeć na panoramę, która naprawdę - zapiera dech w piersiach. Tym bardziej: w dolinach świeci piękne słonce, miejscami są zachmurzone miejsca. Widać to dokładnie, aż po horyzont.

z boku jakiś krasnoludek na trasie... a nie, to ja :)

Idąc na Babią przechodzi sie przez różne "wersje" gór: las, kosodrzewina i wreszcie pustkowia.Tzn. nie są to typowe pustkowia, bo jak widać na zdjęciach poniżej -roślinność jakaś istnieje, ale dochodzą do tego skały, kamienie.
Delikatne kwiaty dzwonków. Jednak przyroda pokazuje, ze można żyć w takich warunkach.
 
W oddali Babia - jeszcze nie wiem, co mnie czeka..
Szczyt Babiej - to już tylko głazy, kamienie
Jak na mój lęk przestrzeni, szło mi sie dobrze. Nie przerażały mnie strome zbocza, widok Perci akademików. To było daleko i nie dotyczyło mnie. Scieżka na szczyt wiodła tak sobie, łagodne nachylenie, wiec nie było źle. Do czasu...
Pisałam, ze mam lęk wysokości i przestrzeni? No wiec właśnie ujawnił sie przed szczytem.
 Gdzieś na trasie ;)
Szczyt Babiej - tu trzeba wejść, nie ma innej opcji. To tu dostałam ataku panicznego lęku
 Krasnoludek..tzn ...Ja. Gdy wiem, że zaczyna paraliżować mnie strach.
Pierwszego ataku strachu dostałam, gdy byłam w liceum. Na Trzech Koronach. Ale sadziłam, ze od tego czasu już mam z tym spokój. Przeliczyłam się. Na Szczyt Babiej trzeba wejść po zwalisku kamieni, głazów. Wiatr wiał tak, ze miałam wrażenie, ze mnie zdmuchnie (na następny raz biorę do plecaka worek cementu - będzie obciążenie). Wokół mnie przestrzeń, nigdzie oparcia. No i się zaczęło...
Damian nade mną dwa metry, raczej nie słyszy co się dzieje. Dopiero, gdy się odwraca co jakiś czas, widzi - że dzieje się źle.
- Nie wejdę...nie potrafię. Boje się - łzy idą same z siebie, choć mówię to raczej spokojnie. Zamykam oczy, żeby nie widzieć przestrzeni.
- Dasz radę, zawsze dajesz - uspokaja i mobilizuje mnie
- Tym razem nie dam. Boję sie. Spadnę..
Damian schodzi do mnie, podaje dłoń, ja robię dwa kroki, staję obok niego.
- Dasz radę - powtarza. Staje za mną
I wtedy jest lepiej. Świadomość, ze ktoś jest za mną, ze nie ma pustej przestrzeni jest podbudowująca.
Wchodzę na szczyt. Babia Góra zaliczona!





potwierdzenie, ze zdobyłam szczyt


Na Babiej jest ustawiony głaz w formie stołu/ołtarza. Siedziałam na nim i czułam się jak wiedźma,
która ma za chwile zostać poświęcona w ofierze
A tak w ogóle - to nasze pierwsze wspólne zdjęcie



Jedno z piękniejszych zdjęć. Do dziś nie wiemy, które z nas go zrobiło.
Dla takich widoków wchodzi się na szczyty

Gdy opadły emocje z moim strachem, cześć medialna została zrealizowana, trochę odpoczęliśmy, zabraliśmy sie w drogę powrotną. Ta już nie była aż tak atrakcyjna. Ścieżka ułożona z kamieni, kosodrzewina, później las. Schodziliśmy przez Sokolicę, ale i ta nie wywołała w nas wielkiego zachwytu.

I znowu krasnoludek na trasie...tzn ja.
Schodziło się szybciej, choć i tak schody które mają być ułatwieniem dla turysty, są jego utrapieniem. Schodzi sie zazwyczaj na te samą nogę, co jest lekko męczące. Ale dotarliśmy do Krowiarek a potem juz tylko droga do domu
Co mas nauczyła ta trasa? 
Hmmm góry zawsze czegoś uczą. Współpracy, zaufania, pomocy innym. Ja wiem, ze i tak mam lęk przestrzeni, ale nie warto dla niego rezygnować z wędrówki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger