19:23

Trip w Kotlinie Kłodzkiej - dzień trzeci. Praga.

Wpisując tytuł posta, stwierdziłam, że nie powinno być Kotlina Kłodzka. W samej kłodzkiej to tylko nocowaliśmy, a jeździliśmy za granicę. Ale niech tam. ładnie wygląda, jest całością, wiec niech zostanie.
Zatem sobota, 28 maja.
Budzę się rano, otwieram jedno oko... widzę spojrzenie Damiana.
- Dzień dobry - słyszę
Gdzie to te czasy, ze ja budzę się pierwsza? Widocznie klimat na mnie tak działa
- Dzień dobry - odpowiadam - Pogoda?
Chyba przejdzie nam to w obsesję - jaka jest pogoda?
- Piękna, możemy jechać do Pragi - odpowiada wesoło.
Jakbyśmy mieli inne plany. Śniadanie, kawa, robię kanapki na drogę. Tak na wszelki wypadek. Spokojnie rozmawiamy jak ma wyglądać trasa, gdzie parkujemy, co robimy z kombinezonami. Mamy czeskie korony z poprzedniego dnia (kupione od pana w sklepiku na parkingu bo morderczym kursie 1korona = 20 groszy). Ostatecznie jedziemy do stolicy kraju europejskiego, wiec z wymiana pieniędzy i płaceniem kartą nie będzie problemu. Mamy taką nadzieję.
I znowu ruszamy ok. 9.00. to chyba najlepsza godzina do rozpoczynania podroży. Ja mam na plecach plecak, gdzie mamy spodenki na zmianę (dziś cieplej, wiec spodenki), trampki, kanapki. Dokładnie zapinam i zahaczam wszystkie paski, bo nie lubię, gdy coś mi "wiewa" podczas jazdy. Ruszmy. Znowu droga na Lewin Kłodzki i przejazd pod wspaniałym mostem, Kudowa, przejście graniczne, którego nie zauważamy.
I już jesteśmy u naszych sąsiadów - Czechów. Jedziemy drogą 33 na Nachod, a później na Hradec Kralove.
Nie zwracam uwagi na drogę, nie ja kieruję. Notuję tylko w podświadomości mijany krajobraz - zalew, pola, jakieś roboty drogowe. Wiem, ze w Hradec Kralove jakoś dziwnie zjechaliśmy, coś było zamknięte/ brak przejazdu/roboty drogowe. I na drogę 11 (autostrada do Pragi) zjeżdżaliśmy w dziwnym miejscu. Ale jakoś umknęło mi to z pamięci. Natomiast zanotowałam w umyśle, że wjechaliśmy w Pardubicki Kraj (coś jak nasze województwo), którego stolica są Pardubice. Dlaczego utkwiło mi to w pamięci? Bo to w Pardubicach organizowana jest słynna gonitwa Wielka Pardubicka. Ja wiem, ze konie lubią biegać, ale nie trzeba kazać im biegać w tak morderczych warunkach.
Mniejsza... W każdym bądź razie zjeżdżamy na drogę 11 - jedziemy w stronę Pragi. Pogoda ładna, słoneczna, zapowiada się cudowna wycieczka. Tylko widzę, ze Damian co chwilę kręci głową, pociera ręką w kask. Co się dzieje?
Zjeżdżamy na parking obok stacji benzynowej. Zsiadam z moto:
- Co się dzieje? pytam, podnosząc szybkę
- Coś mi wlazło pod kask - opowiada Damian, zdejmując kask, kominiarkę i drapiąc się po głowie
No tak, urok jeżdżenia w kasku i ograniczenie widoczności, ruchu, dotyku.
- Chwila odpoczynku? Zjemy cos słodkiego? - pyta
- Ok, to ja idę kupić - zgadzam się. moja kurtka położona na ławce, kask obok, w nim kominiarka i rękawiczki.
Idę w stronę stacji, spodnie z kombika szeleszczą. Jak tu być kobiecą i robić dobre wrażenie, gdy w spodniach ma się protektory zabezpieczające biodra i kolana? Urok kombinezonu motocyklowego. Kupuję batony czekoladowe i moja ukochaną kofolę. Płacę kartą. Jeśli pobędę dłużej w Czechach, zacznę mówić z ich akcentem, stosując w wypowiedzi ichnie słowa i ich gramatykę.
Zjadamy batony, popijamy kofolą i w drogę.
Dzieki GPS - owi w Pradze szybko znajdujemy parking na Florenci. Tzn tak... Są tam dwa parkingi, jeden obok siebie. Pod estakadą. Ale..na jednym z nich pan "parkingowy" był w stanie "wskazującym" i nie za bardzo chciał sie zobowiązać do pilnowania nam rzeczy. Nie dziwie się, ja też nie dałabym mu ich do pilnowania. Skierował nas do parkingu obok. I tam już sp okonie, bez problemów mogliśmy zostawić kombinezony. Pan dodatkowo poradził, abym przebierała się w budce. No Wersal pełną gębą.
Idziemy ulicą Na Floreci a później V Celnicy (nie wiem, co oznaczają te nazwy - piszę jak są na mapie google)

 Idziemy, gdzie nogi poniosą. Czyli na Hradczany.
Brama Prochowa - zdjęcie robione telefonem, dlatego wychodzi jak wychodzi.
 Nie wiem, czy trafiliśmy na dzień targowy, ale ludziów było jak mrówków. Ja wiem - stolica, Czechy, dawne Austro - Węgry. Ale i Kraków miastem wielkim jest. A jednak tam nie ma takich tłumów. A może się to wszystko rozchodzi po całym mieście?
Szukamy punktu Informacyjnego, aby dostać mapkę miasta. Przynajmniej będziemy wiedzieć, jak iść. I gdy wreszcie znajdujemy - okazuje sie być zamknięta. No pech!. Obok jest restauracja, oferty daniowe wypisane są w języku czeskim, angielskim i...rosyjskim. I wtedy ja, podchodząc do kelnera, zaczynam rozmowę  w języku Aleksandra Sjergiejewicza Puszkina
- Izwienitie, pażałsta.... - i dalej płynie mi z ust mowa naszych wschodnich sąsiadów. Z ich zaśpiewem, moskiewskim akcentem skracaniem fraz.
Nagle przypominają mi sie zapomniane słowa, zwroty. Potrafię płynnie zapytać, dlaczego miejsce jest zamknięte i gdzie znajdę inna Informację.
MAMO, DZIĘKUJE, ZE MNIE TAK GNĘBIŁAŚ NA LEKCJI.
PANI PROF. FROSIA - DZIĘKUJĘ ZA ĆWICZENIE MOSKIEWSKIEGO AKCENTU.
Kelner chyba obijał się na lekcji rosyjskiego, bo tłumaczył mi i po czesku i po rosyjsku. Ale uzyskałam informacje. Mina Damiana - bezcenna!
- Yyyyy..jak mamy iść? - spytał
- Nam nada idti...-zaczynam automatycznie po rosyjsku i nagle dochodzi do mnie, że on nie rozumie tego języka -Tfu... mylą mi się już języki. Mamy iść prosto i druga w lewo.
I rzeczywiście, znajdujemy Informację, dostajemy mapę. No..teraz to już wiemy, jak się poruszać.
Idziemy na Rynek, aby stamtąd dojść do dzielnicy żydowskiej. Ludzi/turystów baardzo dużo. Wszechobecni Azjaci w wieku bliżej nieokreslonym. Tzn. zapewne maja więcej niz na to wyglądają, ale dal mnie mają ok 60/70 lat. Mają niezniszczalna kondycję i każdy z nich wyposażony jest w telefon "na kiju". Kiedyś pstrykali zdjęcia małymi aparatami fotograficznymi - teraz smartfonami. nA Rynek dochodzimy mała uliczką. Mijamy sklepiki, w których królują pamiątki z Czech - kryształy i...Krecik
 Uliczka Melantrichova, którą dochodzimy do Rynku. Zachwycił mnie kolor, ustawienie(prawie na srodku uliczki i małe arkady)


 
  Ratusz Starego Miasta z zegarem astronomicznym

  Rynek.Wieże kościoła tyńskiego ,kamienice
Tam znajduje sie m.in. wystawa Alfonsa Muchy, Salvadora Dalego...
 Pomnik ministra Jana Husa z wyrytym napisem "Miłujcie prawdę, każdego kochajcie"
(w luźnym tłumaczeniu)
 kościół św. Mikołaja
kamienica z freskiem przedstawiającym św. Wacława 
                                                     jedna z uliczek odchodzących od rynku                                               Tłumy, tłumy, tłumy. Na domach, kamienicach nazwiska postaci znanych z encyklopedii i programów geograficzno - historycznych. Ale jednak tłumy przytłaczają
Kierujemy się w stronę dzielnicy żydowskiej - synagoga i ulica Maiselowa (w Krakowie też jest taka ulica, Damian darzy tę nazwę szczególnym uczuciem... ;) )

 ulica Maisela i Meisel
                                                             Synagoga Maisela w Pradze
Wcześniej przechodzimy też koło pomnika poświęconemu Kafce - Praga to jego miasto. Chcemy iść jeszcze na kirkut, ale ten jest zamknięty. Widocznie i tu, w Pradze, antysemityzm daje się we znaki.
Idziemy ulicą Szeroką, mijamy synagogę Pinkasa i wychodzimy na wprost Czeskiej Filharmonii Narodowej. Jakżeby inaczej...to muzyczne wykształcenie mnie prześladuje... Obfotografowuję co się da. Pomniki muz przed filharmonią, samą filharmonię. Obok płynie Wełtawa, a za nią, na wzgórzu cel naszego spaceru - Hradczany.

Muzy przed filharmonią  Terpsyhora i Polihymia

Ja...chyba ta trzecia muza
 zdjęcie panoramiczne - Hradczany, filharmonia
Siadamy na ławce nad Wełtawą. Wyciągam kanapki, moją nieśmiertelna kofolę. Jemy i patrzymy na drugi brzeg. Ile ja się nasłuchałam i naczytałam o Hradczanach. I teraz jestem, za chwile pójdę, zobaczę. Ale jakoś...nie robi to na mnie wrażenia. Podobnie jak nie robi na mnie wrażenia Zamek Królewski w Warszawie. Za dużo widziałam? A może zmęczenie? Większe wrażenie na mnie robi przyroda.
widok z ławki na której siedzieliśmy i jedli kanapki
'
Most Karola w oddali. Nim będziemy wracać.
Manesuv Most
 Zdjęcie z cyklu: F&S...wysoko! Nie skaczę
 Ja i Most Karola w tle

Z Manesovego Mostu szliśmy ulicą Klarov a później skwerem weszliśmy na Stare Zamkowe Schody i tam już wspinaliśmy się na wzgórze zamkowe. Wszyscy szli strona ocienioną - my nie! Jak zawsze w wersji hradcore wybraliśmy drugą - wzdłuż muru na którym opierało się słonce. Jakby nam mało było ciepła.
I znowu tłumy, tłumy, tłumy. Różnojęzyczne.
 panorama Pragi z wejścia na teren zamku

Już prawie na dziedzińcu zamku...Damian robi zdjęcia i pozuje do nich :)
Na wzgórzu zamkowym  wzmocniona straż - nie tylko policja i sama ochrona zamku, ale i wojsko. Nie dziwimy się temu, w Europie co chwila jakieś zamachy a to miejsce idealnie sie do tego nadaje. Lepiej zachować ostrożność, niż później mieć Sajgon w szpitalach i kaszanę na miejscu.
Wędrujemy ulicą Jirska, zerkamy na Złotą Uliczkę, ale tam wstęp jest płatny. Widok zapłacenia, aby isć w tłoku jakoś odbiera nam chęci zobaczenia słynnej uliczki Pragi. Na Hradczanach znajduje sie też muzeum zabawek, na dziedzińcu przed wejściem do budynku stoi naga figura chłopca. Patrząc na nią od razu widać która część ciała jest w największym zainteresowaniu turystek. I mają z tego niemałą radochę. No cóż.... o gustach się nie dyskutuje..
                                      figura nagiego chłopca i turystki...Polki poniekąd
Idziemy dalej, mijamy bazylikę św. Jerzego, która sąsiaduje z monumentalna katedrą św. Wita, Wacława i Wojciecha.
 bazylika św. Jerzego
To się nazywa pokaz potęgi religii. Choć trudno mieć ludziom za złe, że chcieli pokazać wielkość swojego rozumu, umiejętności architektonicznych.  

 Katedra od strony prezbiterium, wysokość ściany i gargulec, 


                                         główne wejście do katedry, rozeta, portal, wieże
Niestety, nasze telefony nie potrafiły objąć całego wejścia do katedry. Tu byłby już potrzebny profesjonalny aparat. Albo przynajmniej mój Nikkon, który został w domu.
Nie mamy zdjęć z wnętrza katedry, ani też nie weszliśmy do niej. Z góry zaznaczyliśmy, ze nie płacimy wstępów, nie wchodzimy do muzeów. Bardziej interesują nas ludzie, mieszkańcy, samo miasto.
 kaplica św. Krzyża

                               A tu,,,już sama nie wiem co, za plecami mam główna bramę
Nasz wędrówka po zamkowym wzgórzu powoli dobiegała końca. Dochodzimy do głównej bramy, przy której stoją strażnicy. Żartujemy i porównujemy ich do strażników w Londynie.
- W południe jest zmiana warty - mówi Damian - może nam sie uda zobaczyć?
- Wiesz, to było dwie godziny temu, jest za piec druga - zerkam na zegarek.
I nagle dzieje sie coś dziwnego... jeden ze strażników/obsługi zamku nagle zdecydowanym ruchem nakazuje nam - turystom zrobić miejsce, przejść albo na bok, albo za bramę. Oglądam się przez ramie i już wiem, czego będziemy świadkiem
- Ale mamy farta...zmiana warty - mówie do Damiana
Mamy fantastyczne miejsce, zaraz obok bramu, nikt nie stoi przed nami, bo musiałby wejść na strażników. Uruchamiam opcję "nagraj film" w moim Sony, przysiadam i filmuję całe wydarzenie. Damian w tym czasie robi kilka zdjęć
rzeźby walczących tytanów nad główną bramą
 
 zmiana warty
Jesteśmy w Pradze od 11. Nie wiem, w jaki sposób nasze umysły są w stanie przyjmować wszystkie wrażenie, które nas otaczają. A przecież czeka nas droga powrotna, inna niż ta która szliśmy na Hradczany.


 panorama Pragi z innego miejsca na Hradczanach. Damian, ja...
Wracamy Zamkowymi Schodami i idziemy w stronę Mostu Karola. Już tracę nadzieje, ze wyjdę z tłumu. Ale cóż, chciałam zobaczyć Pragę. Różne języki, różni ludzie, ale staramy sie nie wsłuchiwać w tłum. Mamy wyznaczony cel, chcemy przejść mostem, a później coś zjeść. O kanapkach pozostało senne marzenie. Robimy zdjęcia miejsc, które nas zaskakują/ciekawią.

 siedziba Templariuszy? Damian


 wejście na most, sam most

 Wełtawa i statki pasażerskie na niej 
 Widok na Hradczany z Mostu Karola
Na moście niczym na ulicy - każdy zarabia. Ten most to jak zakopiańskie Krupówki
Nasze zwiedzanie zbliża się do końca. Teraz chcemy tylko napić się i coś zjeść. Ha! I to będzie wyczyn nie lada. Bo okazuje się, ze i owszem, Praga to stolica, ale nie wszędzie można płacić kartą. Wdaje zatem pieniądze przeznaczone na parking, a później w bankomacie wybieram dodatkowe 300 koron (nie pamietam dokładnie). Jemy w jakiejś jadłodajni połączonej z ekologicznym sklepem, ale tylko na zasadzie aby zaspokoić głód. Ja muszę jeść w określonych godzinach inaczej zaczynam dostawać lekkiej trzęsawki (nie, nie mam cukrzycy, organizm się tak przyzwyczaił). Wg Damiana to stale myślę o jedzeniu. Nieprawda, myślę tylko w określonych godzinach.
Wracamy drogą na parking, płacę (chyba wyszło ok 40 koron za godzinę - nam to wyszło z 250 koron czy 300...naprawdę już nie pamietam). Przebieramy się i wracamy do Polski. Ale powrót mamy z przygodami - uciekamy przed jedna burzą, ale na wysokości Kralovych łapie nas inna. Momentalnie przemakamy, cali.
Zjeżdzamy na stacje benzynowa i przeczekujemy burzę. Temperatura powietrza schodzi do 15/16 zatem odczuwalna jest jeszcze niższa. Marzniemy. Przyjeżdżamy do Dusznik, w pokoju zdejmujemy mokre kombinezony, rękawicę, bieliznę termo. To wszystko musi nam wyschnąć do jutra - nie wiem jak.
Gorący prysznic to pomysł Damiana. Od razu jest cieplej. W suchych jeansach, kurtkach idziemy do "naszej" pizzerii. Dziś zamawiamy zapiekanki (na cieście drożdżowopizzowym kawałki szynki, sera, pomidorów), do tego piwo (Damian) i nowy drink (ja, drink wg pomysłu naszej kelnerki). Droga powrotna do pokoju, łóżko i sen. Kolejny dzień za nami.

Jakie refleksje?
Praga jest ładnym miastem. Przede wszystkim nie ma w niej krzyczących reklam sklepów, sklepików restauracji (tzn są, ale stonowane, dopasowane). Mieszanina rożnych nacji. Jest miastem...które nie ucierpiało w trakcie II wojny światowej - Benesz poddał Prage Niemcom, a Rosjanie jakoś też ja oszczędzili. Czy zrobiła na mnie wrażenie? - tak, ale nie aż takie jakie w opowieściach znajomych. To chyba bardziej robi na mnie wrażenie Gdańsk mój ukochany. Ale może to kwestia gustu.
na koniec jeszcze kilka zdjec z Pragi - ludzie, samochody itd.


  
 
  tak można podróżować po Pradze....

  Kobieta, która zrobiła na mnie wrażenie. Azjatka. Zjawiskowa.Lady in pink

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger