02:00

30 sierpnia 2015r. Jezioro Żywieckie i Zalew Goczałkowicki.

Upalny koniec wakacji. Wcześniej umówiliśmy się, że trzeba podsumować ich koniec, pogoda w sam raz, wiec można "polatać na moto". I już widzę grymas na twarzy i słyszę komentarz: dawcy. Wiec od razu uciszam dyskusję - to pasja. Taka jak inne, albo się to czuje albo nie. Jednych ekscytują wyścigi samochodowe, inni wybierają wakacje pod palmami, w hotelu, przy basenie hotelowym. My wybraliśmy ten rodzaj pasji.
Ja pierwszy raz po latach wsiadłam na moto. I to na taki rodzaj. Jednak wieloletnie wbijanie mi do głowy, że na moto nawet w upał jedzie się ubranym - dało efekty. Parę dni wcześniej przeszłam krótki kurs szkolenia, jak się zachować, jak układać do zakrętów, gdzie opierać dłonie. Damian jeździ spokojnie, co nie znaczy że wolno. Ale można mu zaufać.
Przyjechał po mnie ok 14.00. Nawet nie pytałam, jaką trasą jedziemy, bo to nie moja działka.
Dość, że podroż to było TO (przynajmniej dla mnie). Lekki dreszczyk emocji, gdy kierowca audi combi uparcie nie chciał zrobić miejsca na wąskiej drodze na górę Żar, bo przecież "dawcy" to inny rodzaj użytkowników dróg.
I tylko dokręcenie manetek, redukcja biegów, moje zamknięte oczy i audii zostało za nami.
A na samym szczycie góry Żar.... widok miliard (jak mówi Damian)




 Siedzieliśmy i po prostu odpoczywali. Nad nami unosili się paralotniarze i Damian opowiadał, jak ma być zorganizowany kurs paralotniarski, na który się zgłosił. Podziwiam go za to. Sama mam lęk wysokości/przestrzeni i za chińskiego boga nie zgłosiłabym się na coś takiego. Ale sam widok szybujących paralotniarzy uspokaja. Podobnie jak panorama rozciągająca sie przed nami.
Zjeżdżamy z góry i przez Żywiec, a później przełęcz na Salmopolu jedziemy przez Wisłę do Ustronia na "najlepsze naleśniki na półkuli północnej"
I rzeczywiście - naleśniki mega. Ja wybieram opcje "na słodko", Damian "na słono". Ledwo dojadamy swoje porcje....
A wszystko można znaleźć w Ustroniu w Naleśnikarni Delicje http://www.delicje-ustron.pl/nalesnikarnia
Wracamy do domu... Trasa z Bielska do Katowic zakorkowana. I właśnie wtedy doceniam urok jazdy na moto. Nie czekamy w korku, tylko podjeżdżamy pod same światła. Oczywiście - nie każdy kierowca jest uprzejmy i ustępuje miejsca. No na litość Pańską... przecież nim samochód ruszy z miejsca, my już jesteśmy daleko od niego. Ach ta męska, fałszywa ambicja...
Ale wszystko rekompensuje nam wspaniały zachód słońca nad Zalewem Goczałkowickim.
 Zalew wygląda niczym spokojne morze
A tu nasze kaski... mój ten po prawej (chyba). I Damian rozmawiający przez telefon komórkowy
Wróciliśmy do domu zmęczeni. ale warto było. to co zobaczyliśmy - to nasze i nikt nam tego nie zabierze.
To pierwszy post dodany na blog. Zapewne zostanie uzupełniony, ale już blog zaczyna żyć własnym życiem.
Pozdrawiamy czytelników. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger