18:35

Dzień piąty.Sarajewo, dzień cały. Śladami wojny

31 lipca 2017r.
Wyjątkowo budze się pierwsza. Nie daje mi spac myśl o przepierce, absolutnie nie chcę, aby to robiła nasza Oma. Starsza Pani ma prać moje rzeczy a ja mam się lenić? Niedoczekanie. Robię przepierkę i wieszam nasze rzeczy na tarasie. Spokojnie - wyschną do południa. Oczywiście widzi to nasza Oma i jest "oburzona" - przecież mówiła, ze ona to zrobi.
Wstajemy, jemy śniadanie (pomidory to zbawienie w tym cieple), ustalamy kolejność zwiedzania. Dziś trasa: śladami wojny.
Zaczynamy od Białej Twierdzy. A w zasadzie od jej ruin. Widzieliśmy ją już wczoraj, a szczególnie flagę Bośni i Hercegowiny, która dumnie powiewała nad miastem. Taki symbol niezwyciężenia. Wspinamy się do twierdzy. I znowu panorama Sarajewa, uliczki wąskie, że nie zmieszczą dwóch wymijających się samochodów.
 wspinamy się do Białej Twierdzy - wąskie uliczki
miasto - nie trzeba komentarzy
 Kolejny urok jakie miasto rzuciło na nas. Podobnie sama twierdza. Z jednej strony widzimy miasto z drugiej wąwóz między górami. Powietrze nagrzane, lekko drga jednak potrafimy dostrzec odległe szczegóły drogi. I znowu zmieniamy się w turystów japońskich. Swoją drogą czekam, kiedy braknie nam miejsca na karcie pamięci i w telefonie.

 wąwóz wyjazdowy z Sarajewa

 My..


Biała twierdza i flaga Bośni i Hercegowiny
Schodzimy. Jeszcze do kwatery zanieść poranne zakupy a później już do miasta. Damian idzie przez cmentarz - nagrywa film, ja drogą obok. Mam sandałki, ale bruk po którym idę jest wyślizgany. Łatwo o pośliźniecie. Niewiele myśląc zdejmuję je i pomykam na boso. Wiem, ze niżej jest ujecie wody i będę mogła spokojnie obmyć stopy. Tam tez spotykamy się z Damianem i już idziemy razem.

Damian...i reklama Kataru. Swoją drogą w Sarajewie znajdujemy ambasady Kataru, Iranu, Iraku...
 Trasa podobna - Baščaršija, tu Damian nagrywa podjeżdżające tramwaje, a później już kierujemy się w stronę Katedry Serca Jezusowego. 
 róże przy katedrze
Damian odpoczywa
miejscowy kot...
Tam pojawiły się pierwsze róże Sarajewa. Przykre jest to, że w mieście co chwilę mają miejsce remonty chodników i siłą rzeczy róże są niszczone. Później już nie wracają na swoje miejsce. Choć mieszkańcy nie zgadzają się z taką polityką miasta.
Odpoczywamy chwilę w cieniu i ruszamy dalej. Idziemy w stronę Gradskiej tržnica Markale, miejsca gdzie miało miejsce jedno z pierwszych ostrzelań ludności cywilnej w wojnie domowej. 
schody do Markale
Dziś to miejsce tętni życiem, można zakupić w nim przede wszystkim produkty lokalne (pyszne - szczególnie szynka długo dojrzewająca i kajmak...oczywiście kupiliśmy "na smak").
Kilka zdjęć i kolejny punkt - tym razem Wieczna Watra. Płomień, który upamiętnia ofiary II wojny światowej
wieczna watra
Płonie nieprzerwanie od 1945r. Kolejny przykład, ze miasto pamięta o swoich bohaterach bezimiennych.
I to nie tylko tych dorosłych, potrafiących nosić broń. Idziemy teraz ulicą Tita do parku, gdzie postawiono fontannę i ...nie wiem jak to nazwac. To miejsce w którym uczczono ofiary małych dzieci, które zginęły w czasie wojny  domowej.

fontanna i jej obramowanie
Park w przy wejściu do niego fontanna. Jej obrzeżenie ma odciśnięte małe stopki. I obok metalowe walce, kilka. Na nich wypisane imiona i nazwiska dzieci. Chwila zadumy.
Odpoczywamy w cieniu, posilamy się (jogurt i owoce) i ruszamy dalej - Aleja Snajperów. To już nowa część miasta. Szeroka ulica, wspaniałe miejsce do szukania ruchomych celów. 


 Aleja Snajperów, róże...
 pamieć małego Nemira
miejsce po róży Sarajewa...czerwony wosk się stracił
I znowu róże, obelisk poświęcony zastrzelonemu siedmiolatkowi. A dookoła miasto tętni życiem i płynie czas dalej. Wracamy. inną drogą, nie tak reprezentacyjną. Słonce daje znać o sobie, szukamy cienia przy domach.
Mieszkańcy Sarajewa pamiętają o bohaterach, ale pamiętają o decyzjach z konferencji w Dayton. I dają temu niezadowolenie publicznie. Wojna to okrucieństwo. I odczuwają to okrucieństwo przede wszystkim cywile. 



pamięć o czasie minionym, dyskusyjne decyzje układu w Dayton
Wracamy wzdłuż rzeki, mijamy ciekawe mosty spinające dwa brzegi. Jeden z nich projektowany wespół przez tego Eiffla. a drugi naprzeciwko wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu w Sarajewie. 

most "prawie"Eiffla
most naprzeciw wydziału sztuk pięknych
 Znowu Stare Miasto. Rozglądamy się za miejscem, gdzie będzie można zjeść lekki obiad. Znajdujemy takie miejsce. Zamawiamy sarmę (na pół!) i sałatkę pomidorowo - ogórkową. Do tego pieczywo, jogurt, kawa i cola. 

nasz obiad
I znowu płacimy śmieszne pieniądze. Staramy się w posiłkach naśladować mieszkańców Bałkanów. Jemy powoli i pogadujemy, odpoczywamy, obserwujemy innych.  
Zbieramy się z miejsca.Ja chce zobaczyć główny meczet - Gazi Husrev-bega. wchodzimy na plac meczetu, siadamy na kamiennym murku. Obserwujemy wiernych i zwiedzających.
Wśród wiernych oczywiście podział - osobno kobiety, osobno mężczyźni. Ale ich pobyt tu to bardziej spotkanie a nie modlitwa. Forma wyciszenia się, odpoczynku, porozmawiania ze znajomymi.

 modlący się... 
studnia do obmycia rytualnego i muzułmanka...a nie, to ja :)
Badziąg przy studni.
 Meczet można zwiedzić, ale za opłatą i w stosownym stroju. Jestem na to przygotowana (w przeciwieństwie do innych turystek, które otrzymują w kasie szal i abayę). Płacę te 3 KM i wchodzę. Zostawiam sandałki przed wejściem. 

W samym meczecie - noooo pięknie. Ale turyści...niektóre dzieci powinno się trzymać na smyczy. Ja wiem, że bezstresowe wychowanie, ale turlanie się po kobiercach, pokrzykiwanie... I to Polacy. Chyba zacznę rozmawiać z Damianem po angielsku.Wracam na plac meczetu. Jakie jest moje zdziwienie, gdy widzę Damiana siedzącego sobie wygodnie na macie
- Skąd to masz? - pytam i siadam obok
- A chodził tu facet i dostałem, żeby mi było wygodnie - wyjaśnił spokojnie
Siedzimy i obserwujemy zwiedzających, modlących się. Nie chce nam się iść dalej, jest nam tu dobrze. Odpoczywamy. Ale tez nie będziemy siedzieć tu wiecznie. Wychodzimy. Znowu po Baščaršiji, trochę chaotycznie: Dugi bezistan
wejście do bezistanu
znowu Katedra Serca Jezusowego (tu natykamy się na grupę Polaków, którzy nie potrafią rozpoznać co to za postać przed katedrą - wstyd..przecież tak charakterystyczna postać w rozwianej sutannie, podparta pastorałem...patrioci). Kawa i lody, znowu lektura przewodnika.
kawa, relaks.
 I wreszcie decyzja, ze trzeba by kupić pamiątki dla bliskich. Łatwo postanowić, trudniej zrealizować. Bo na straganach, jak w całym świecie, badzie przerozmaity. Ale coś tam wybieramy. Kierujemy się do naszej dzielnicy. Jeszcze tylko zakupy na jutrzejsze śniadanie i spóźniony obiad. Odnajdujemy przyjemną restauracyjkę obok ratusza, obsługuje nas sam właściciel (Pańskie oko konia tuczy), ale posiłek, który dostajemy, jest rewelacyjny (bierzemy małe porcje czewapi - 3,5KM, sałatkę z pomidorów i ogórków, jogurt i piwo).
Idziemy na wzgórze, gdzie mieszkamy, ponieważ:
1. chcemy usłyszeć modlitwę muzułmanów po zachodzie słońca,
2. Damian nagle odkrył, ze jest zachód słońca i trzeba go sfotografować.

uliczki na wzgórzu i zachód słonca
Udaje nam się to zrealizować, modlitwa jest sama w sobie ekscytująca. Jednak choć trochę orientu udaje nam się poznać tu w Europie.
Będzie nam trudno wyjechać z Sarajewa. Zachwyciło nas to miasto, urzekło. Ze stolic, które mieliśmy okazję zobaczyć jest "numeb one" i na pewno tu wrócimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger