22:12

Dzień czwarty. Popołudnie w Sarajewie

Prysznic, rozpakowanie rzeczy, przygotowanie mojej nieśmiertelnej torebki, plecaka i ruszamy. Oczywiście, idziemy na "czuja". Ale i tak okazuje się, ze wybieramy właściwa drogę. Już po przejściu kilkunastu metrów ukazuje się nam panorama Sarajewa.

My z panoramą miasta w tle
Będzie nam ona towarzyszyć co krok i za każdym razem zachwycać. Jej nie sposób opisać, ją trzeba zobaczyć. Podobnie jak samo miesto - zarówno starą i nową część. Dochodzimy do Żółtej Twierdzy. Robimy kilka zdjęć i schodzimy do miasta (nie wiem, czy wspominałam, ze Sarajewo jest otoczone wzgórzami).Idziemy przez mizar. W Sarajewie jest wiele mizarów, ale ten jest szczególny. To tu pochowany jest Alija Izetbegović. On jak i wielu muzułmanów, którzy zginęli w trakcie trwania wojny domowej. Zgodnie z tradycją groby muzułman nie są przekopywane, a w czasie wojny zabitych grzebano, gdzie tylko było miejsce - na skwerach, boiskach, parkach.

 Nagrobki....
kopuła - miejsce pochówku Izedbegovica
Jednak miasto żyje swoim życiem. Schodzimy na Baščaršija. I charakterystyczny punkt targu - studnia Seblij. Chłoniemy atmosferę, staramy nie skupiać się na uliczkach z kramami (och jak musiałam walczyć ze swoją kobiecą naturą), ale to jest silniejsze od nas.
 dom okaleczony wojną..
 uliczki...

  gołębie, studnia Seblij, ja, Damian...
 uliczki z kramami

uliczki targu...słońce daje nieźle, dlatego wiąże turban
Jednocześnie szukamy miejsca, gdzie moglibyśmy cos zjeść. Z tym nie ma problemu, bo co krok napotykamy na restauracyjkę, ale teraz zaczynamy podgrymaszać. Wybieramy ostatecznie restauracje Dveri i trochę szalejemy. 

 uliczka przy której zjemy obiad? kolację?
 napoje życia
 moja ukochana kawa...

Należy się nam po upalnym dniu jak psu buda. Zamawiamy obiad (oczywiście znowu każde coś innego), do tego kawę boszniacką, piwo, jogurt. I płacimy ok 25 KM. Jednocześnie Damian usiłuje zrobić zdjęcie muzułmankom, które są całkowicie zakwefione. Ciekawi go tez, jak radzą sobie z piciem kawy. Zostaje mu to wynagrodzone, bo w jednej z kawiarni widzimy jak własnie taka muzułmanka pije kawę - po prostu lekko unosi kwef i raczy się czarnym napojem. Jak widać - dla kobiet nie ma rzeczy niemożliwych.
 zakwefiona muzułmanka 

kafeklacz muzułmanek
Zmęczenie daje znać o sobie, wracamy na naszą kwaterę, ale jeszcze po drodze idziemy na most łacinski a później na zakupy jedzeniowe. 
 jakiś meczet... chyba Ferhadija

  meczet Bakr - babina
 pawilon muzyczny

 most łaciński
ja gdzieś nad rzeką
I tu natykamy się na słynne "róże Sarajewa" - miejsce po wybuchu pocisku, gdzie ktoś zginął. Jednak nie uniknie się symboli wojny. Miasto tez pamięta o mieszkańcach.


róże Sarajewa
Wspinamy się na wzgórze Kovaci, nasza kwatera, prysznic, taras. Czytanie przewodnika, ustalanie trasy na jutrzejszy dzień, nanoszenie jej na mapkę oglądanie filmu dokumentalnego na YT o wojnie w dawnej Jugosławii. Zmierzch sobie zapadł i nagle, po 20 dobiega do ans charakterystyczny zaśpiew. To muezini nawołują wiernych do modlitwy. Czy nam przeszkadza? Absolutnie! Wsłuchujemy się w melodię i wiemy, że to miasto jeszcze nas mile zaskoczy. Ten śpiew to integralna część Sarajewa. Naszego Sarajewa.

powrót na kwaterę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger