20:30

Dzień siódmy - czas powrotu. Good bye London

Ostatni dzień w Londynie. Wieczorem lot powrotny do Polski, ale jeszcze wcześniej cały dzień zwiedzania. Idziemy sami, bo Anka ma coś do załatwienia w pracy. Mamy spotkać się na mieście. Ona wraca z nami. Wstajemy, śniadanie, później pozbieranie rzeczy, upewnienie się, ze na pewno wszystko zabrane i wychodzimy z mieszkania Anki. Doładowujemy nasze karty Oyster, żeby móc sobie spokojnie jeździć. Przed nami Camden.
Weszliśmy w dzielnicę i....wreszcie jestem u siebie.
 Damian a w tle The Underworld Camden - kultowy pub
 bezdomni z psami
Camden
To własnie to co chce widzieć, zwiedzać, chłonąć. Ekstrawaganckie sklepy z kostiumami gothic, kultowe puby, artyści zarabiający na ulicach. Tak, to własnie wyzwolony Londyn.
 stroje gothic - wiele sklepów oferowało możliwość ich zakupu

zwariowany Kapelusznik
 Idziemy Camden High str. w stronę kanału, a później wchodzimy do kramów zlokalizowanych w dawnych stajniach królewskich. 

Kanał i czapka wiewiórki
gdzieś na targu...

 Elementy "końskie" na targu

Koń i ja
Kręcimy się miedzy stanowiskami z jedzeniem, próbujemy, szukamy cos dobrego. Wreszcie wybieramy kuchnie tajską.



 stoiska z jedzeniem i nasze porcje
 Damian z naszymi bagażami
R2D2
Porcja to ok 6 funtów a ledwo potrafimy ją zjeść. Chodzimy uliczkami między kramami i własnie wtedy mija mnie gość dziwnie znajomy, po chwili znowu. I nie mam wątpliwości - to Dracula z filmy Coppoli. Tzn jeden z londyńczyków ucharakteryzowanych na te postać. Postanawiam, ze jesli minie mnie jeszcze raz - poproszę o wspólne zdjęcie. Ale niestety, już więcej się nie mijamy. No cóż...hrabia unika dziennego światła. 
Czas wyjść z karmów i zbierać się do centrum. Idziemy do Primrose Hill, na wzgórze, gdzie można podziwiać panoramę Londynu.

 panorama Londynu
 A ku-ku
Szafka pocztowa
 Ci londyńczycy chyba w ogóle nie pracuje. W parku mnóstwo ludzi, korzystają z pięknej pogody. Znowu czerwone budki telefoniczne i czerwone skrzynki pocztowe (szafki pocztowe).
Spacerkiem idziemy w stronę centrum. Najpierw przez Zoo (mijamy je), a później przez Ragenst's Park do centrum. Tam umówiliśmy się z Anką w pubie obok przystanku z którego odchodzi nasz autobus na lotnisko.

Pub z zewnątrz i w środku
taki widok z okna...niezmiernie ucieszył Damiana
Kawa, herbata, pogaduchy. Przychodzi Anka i już czas aby iść na przystanek. A na nim niespodzianka...podjeżdża autobus do...Hogwartu!

ktoś otrzymał sowę
 Znowu potwierdzenie, ze seria o czarodziejach ma się dobrze i kręci się wokół niej niezły biznes. My czekamy na nasz autobus, ściemnia się. W Polsce i tak jest godzina później. Jedziemy na lotnisko. W autobusie z Damianem ustalamy i przypominamy sobie, gdzie byliśmy w minionym roku. Dużo tego, nosi nas, a na pewno ja nadrabiam stracony czas. Na lotnisku tradycyjna odprawa, ja jestem dokładnie sprawdzana, bo jak zwykle "buczę" na bramkach. Lot opóźniony, w hali odlotów masa ludzi. Nie tylko nasz samolot ma spóźnienie. Jemy posiłek w Precie. Czekamy, ja przyglądam się jak zawsze podróżnym.
Wreszcie samolot, siadamy na miejscach (każde z nas w innej części samolotu). Start. staram się zamknąć oczy i trochę odpocząć. Ktoś trąca mnie w ramię. To Damian przyszedł powiedzieć, ze siedzi obok wyjścia awaryjnego i jak chce mogę siedzieć obok. Chętnie zmieniam miejsce. Po chwili przychodzi do nas Anka. Przed lądowaniem stewardesy proszą o pochowanie wszystkich rzeczy w lukach ba gazowych. W Katowicach pada śnieg, pas jest ośnieżony. I to tak "na wszelki wypadek". Lądujemy szczęśliwie. Znowu odprawa i już przed lotniskiem. Na parkingu czeka na nas Ruda. odwozimy najpierw Damiana i Ankę, a później ja jadę do siebie. Mam dwie godziny snu i do pracy.
Zmęczona. Ale gdy ktos mnie zapyta o Londyn mogę odpowiedzieć:
- London? Yes. I was here in last year.
Dziękuję, Damian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger