20:55

Bieszczady dzień drugi. Wieczorny rekonesans po okolicy.

Po prysznicu i przebraniu się w nizinne rzeczy postanowiliśmy pojeździć trochę po okolicy. Do zmierzchu pozostało nam trochę czas, a jednak zwiedzanie okolicy pieszo było niemożliwe - czas nas ograniczał.
Wyjechaliśmy z Wołosatego, w kierunku Ustrzyk Górnych a później skręciliśmy na Lutowiska i Stuposiany.
Ja chciałam zobaczyć przede wszystkim słynne cerkwie bieszczadzkie. Damian... chyba wszystko po kawałku. Przed Stuposianami skreciliśmy w drogę prowadząca na Muczne. Przy drodze natknęliśmy się na (nie wiem jak to nazwać)...prezentacje urządzeń/budowli do wypalania węgla drzewnego.
 tablica informująca o etapach wypalania drzewa

retorta i mielerz  do wypalania węgla drzewnego
 Szkoda, ze nie dane mi było zobaczenie prawdziwego wypału. Z wiadomości jakie przeczytałam - coraz mniej takich miejsc w Bieszczadach. Bardziej opłacalne jest sprowadzanie węgla drzewnego z Ukrainy (może i gorszej jakości ale koszty są mniejsze niz te na miejscu). No cóż..pojechaliśmy dalej. Droga prowadziła przez "prawdziwe" Bieszczady. Gdyby wojna wybuchła - mieszkańcy dowiedzieliby sie dopiero po pół roku i to jeszcze przez przypadek. Dojechaliśmy do Mucznego. I tu zaskoczenie. Przywitał nas budynek/dom..zwał jak chciał. Chata na full wypasie. Właścicielem nie kto inny tylko lasy państwowe. A sam budynek nosił nazwę : Centrum Promocji Leśnictwa. Jakby trzeba było lennictwo promować. Budynek nijak pasował do domków osady, jakie zobaczyliśmy po prawej stronie drogi. 
 kaplica pod wezwaniem św. Huberta 

 
 Zabudowania w Mucznem
Może to i był koniec świata, ale bardzo urokliwy. Za osadą znaleźliśmy tablicę informacyjną: gdyby iść wskazana ścieka doszlibyśmy do miejsca, gdzie do 1944 roku znajdowała sie leśniczówka Brenzberg. Znajdowała się. To przecież Bieszczady, pogranicze z Ukrainą. Czy muszę więcej dodawać? Miejsce cichej egzekucji  74 Polaków, uciekinierów z Wołynia.
Nie poszliśmy jednak na to miejsce, nie byliśmy przygotowani. Buty do wędrówki zostały w pokoju w Wołosatem. No cóż... to właśnie przeszłość Bieszczad. Mi przypomniały się od razu wiadomości z historii, to co opowiadał mój Tato, co czytał na temat UPA. Damian od razu zaczął "buszować" w internecie. Cała drogę powrotną poświęcił na czytanie wszystkiego, co znalazł na temat zbrodni UPA.
Jednak wracaliśmy do żywych, do teraźniejszości. Wróciliśmy na drogę 896 i pojechali w kierunku Smolika. Zjechaliśmy przy drogowskazie kierującym nas do Wilczej Jamy. Ale nie to było naszym celem. Skręciliśmy w prawo i po drodze ułożonej z płyt dojechali do cerkwi św. Michała.

Cerkiew. Zdjecie robione po zmierzchu, ale z ustawieniem aparatu na zdjęcia wykonywane w nocy
 Cerkiew w całej okazałości. Ze złamanymi krzyżami prawosławnymi na wieżach
 Widok w stronę Ustrzyk sprzed cerkwi, zachód słońca

 Zdjęcie wnętrza cerkiw. Robiłam przy użyciu lampy błyskowej a obiektyw ustawiałam na :czuja"
Obecnie cerkiew zmieniona jest na kościół katolicki. No cóż..to też realia Bieszczad, ale nastrój jaki wokół niej panuje, atmosfera, sprawiają, że słyszy się gdzieś ulotne modlitwy cerkiewne. Ech...gdyby drzewa, kamienie potrafiły mówić...
Wracamy. Trochę głodni. Dlatego zajeżdżamy do Wilczej Jamy. Jej wnętrze można zobaczyć w serialu Wataha. To wnętrze... hmmm..no jak dla mnie trochę przeładowane. Wyrzuciłabym trofea myśliwskie, nadmierna ilość poroży jeleni i innych kurzołapów. No co ja mogę na to, że jestem minimalistką i bliżej mi do stylu skandynawskiego niż do cepeliady. Zamawiamy dziczyznę: ja pieczeń z bażanta z kluseczkami, Damian gulasz z dzika z kaszą. Do każdego dania podają konfiturę z brusznicy z zanurzonym w niej kawałkiem gruszki. Pycha... Nie jest to tanie, ale ostatecznie: raz się żyje a potem tylko straszy. Objedzeni, pełni wrażeń dnia wracamy do Wołosatego. Damian doczytuje o UPA, ja oglądam mapę, bo jutro wracamy już do domu. Ustalamy - gdzie jeszcze jechać, co zobaczyć. A później już spać...nawet nie wiemy kiedy zaczynamy równo oddychać. Drugi dzień w Bieszczadach dobiegł końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger