Jako że sezon na moto się definitywnie skończył. Jesień powoli odchodzi, trzeba by ruszyć z domu. Koniecznie w góry, bo tryb wędrówki uruchomił mi się w systemie NOW. Ma być wersja lekka, aby rozruszać kości i nie za bardzo się przemęczać. Wybór padł na Skrzyczne ze Szczyrku, niebieskim szlakiem, a później na Małe Skrzyczne i dalej.
Damian trochę pomarudzał, ze praca, że zaległości. Ale ostatecznie dał sie przekonać. Wyjęliśmy dawno nieużywane turystyczne ubrania. I możne warto dla przypomnienia:
podstawą dla nas jest bielizna termoaktywna (z Brubecki - ale nie mam zlecenia na reklamę tej firmy). Bez tego się nie ruszamy. Ponieważ było w miarę ciepło na to nałożyliśmy polary a później już w samym Szczyrku kurtki (wiał wiatr). JA mam kurtkę z 4f przeciwdeszczową z możliwością wpięcia softshella (był razem z nią). Z wysoką membraną. Zmuszona byłam kupić nową, gdy zgubiłam 14 kg samej siebie (trzy lata temu). Do tego spodnie z Hi Techa o membranie 15000 no i buty. Nie mam wypasionych, mam wygodne, nieprzemakalne.
Damian zakłada kurtkę Gora - tex z Berghausa. Dziś miał spodnie moro (te typowe w góry były za ciepłe) i buty do wędrówki. Obowiązkowo czapki. Zawsze możną zdjąć, a jednak przewiana głowa to murowany początek choroby. Każdy z nas ma plecak - ja mniejszy z kanapkami i słodkim (czekolada z chilli), Damian większy ze sprzętem medialnym. I ewentualnymi dodatkami ubraniowymi.
Ruszamy z Katowic ok 11.00. Droga na Bielsko, później zjazd na Szczyrk. Na trasie jeszcze kawa i słodkie. Szczyrk - charakterystyczne miasto otoczone górami z drogą przejazdową wzdłuż której na chodnikach parkują samochody. I dwa rodzaje przyjezdnych: tych lanszących się, spacerujących tylko i kupujących najlepszy badziew pod słońcem, oraz tych, którzy chcą iść w góry.
panorama Szczyrku i Bielska z pośredniej stacji kolejki
Z racji tego, ze wchodziliśmy już na Skrzyczne zielonym szlakiem (zapis można znaleźć na blogu), decydujemy się podjechać wyciągiem do stacji przesiadkowej. Koszt biletu - 10 złotych od osoby. Gdybyśmy wjeżdżali na sam szczyt - 21 złotych.
wejście na Skrzyczne
czarownica na skale
Tatry i Babia w zimowej szacie
selfie...
Ale przecież ten kawałek możemy podejść. To własnie odcinek, gdzie zaczynają się najlepsze widoki na panoramę gór i otaczających miast. Pogoda dopisała, widoczność była rewelacyjna i góry nie szczędziły nam widoków. Tatry w oddali i Babia. A wszystko białej czapie.
gdzies dojdziemy...
Schronisko na Skrzycznem
Samo Skrzyczne oblegane przez turystów. W budynku, na tarasie. A pamiętam, że swego czasu weszliśmy do niego i było pusto. Tylko my i obsługa. Zatrzymujemy się tylko na chwilę i ruszamy dalej czerwonym szlakiem na Małe Skrzyczne. Po drodze mijamy turystów, którzy zmierzają w stronę Skrzycznego. I dzieci. Z niespożytą energią z chęcią. Kłaniające się i cieszące, gdy odpowiadamy na pozdrowienia.
trasa..gdzies w górach
Szlak pełen kałuż i błota, bo przecież niedawno jeszcze leżał tu pierwszy śnieg. Idziemy na Małe Skrzyczne. To tutaj w zimie stawiałam pierwsze kroki. Dziwi nas, dlaczego nie możemy zobaczyć Tatr, przecież widzieliśmy je z tego miejsca, a drzewa nie były tak wysokie. Dopiero później do nas dociera, ze przecież istnieje coś takiego jak zaspy śnieżne.
i znowu wędrowanie
Idziemy dalej zielonym szlakiem na Malinowskie skały. Pięknym wypłaszczeniem, z możliwością podziwiania panoramy Beskidów. I nie ważne, że pod Malinowskie trzeba podejść. Liczy się efekt końcowy.
ja na skale...z narażeniem życia
uzupełniamy siły..
Tu kilka zdjęć, zjedzenie bułek, które zabraliśmy ze sobą i dalej.
Musimy dojść do Przełęczy Salmopolskiej czerwonym szlakiem.
Ostatnie podejście i zachód słonca
Wreszcie tez Damian może zrobić zdjęcia zachodu słońca. I o dziwo - do celu dochodzimy nie w nocy, ale przed zmierzchem.
romantycznie...
Cóż z tego. Z Przełęczy nie odchodzi żaden autobus busik czy inny rydwan. Musimy dojsc do Golgoty (stok narciarski) żółtym szlakiem i może tam cos.... Marzenie.... Dalej asfaltową drogą do Szczyrku. Ale od czego urok osobisty, jakże widoczny w ciemności. Macham na przejeżdżające samochody. zatrzymują się nam miłe panie z Bielska i podrzucają do naszego Kangura, który cierpliwie na nas czeka.
W domu liczymy punkty..No to ja już mam srebro a Damian musi wychodzić jeszcze 26 punktów. Spokojnie... już są kolejne plany.