21:36

A może by tak wszystko rzucić i pojechać w Bieszczady?

Już dwa tygodnie upływają od naszego ostatniego wyjazdu, a ja nic nie piszę! Stale coś. Muszę złożyć odpowiedni wniosek, aby doba trwała trochę więcej niż 24 godziny. Może 48? A może to ja nie potrafię zagospodarować swojego wolnego czasu? Nie wiem. Dość, że czeka mnie kolejny wyjazd do opisania. Zatem.... zaczynam :)
Pasmo górskie należące do Karpat. Synonim wolności, niezależności, ucieczki od świata. Ale i symbol twardego życia. Bieszczady. Góry, w których jeszcze nie byliśmy. Razem. Początkowo był plan aby jechać w długi weekend sierpniowy, ale dopiero co wróciliśmy  z wakacyjnego tripu. Potem październik - tu znowu musieliśmy być na miejscu, bo rodzice Damiana lecieli do Anglii. Zatem ostateczny termin - koniec października, 28 do 31. Ja mam wolny poniedziałek, wtorek to Wszystkich Świętych. Ogarniemy.
Noclegi...chyba jeszcze nigdy nie szukałam ich tak długo. Chciałam tradycyjnie - w cenie 35 złotych od osoby, pokój z łazienką. Noooo...można pomarzyć. Wykonałam prawie milion telefonów i ostatecznie zdecydowaliśmy się na nocleg w Wołosatem. Dodatkowym atutem była bliskość szlaku na Tarnicę
Ten wyjazd był bardzo wyczekiwany przeze mnie. Liczyłam, niczym dziecko, ilość nocy do przespania, aż wreszcie nastąpi ten wyczekiwany dzień. I wreszcie się doczekałam.
Niby mieliśmy wyjechać z Katowic jeszcze przed godzinami powrotu ludzi z pracy, ale zatrzymały nas drobnostki. Poza tym...mam zasadę, ze zostawiam posprzątane mieszkanie przed wyjazdem, bo nie ma nic gorszego niż wracać do bałaganu. Damian już to docenia, dzielnie współpracował ze mną. Lubię z nim wyjeżdżać. Wiemy, co do kogo należy, nie wchodzimy jeden drugiemu w paradę. I tak było tym razem. Ja jeszcze skoczyłam po pieczywo i oczywiście - nie zapomniałam o czymś słodkim.
Ruszyliśmy.
Z Katowic na A4, swoje odstaliśmy na bramkach, a później na Kraków, i obwodnicą dalej na Rzeszów.

 tak wygląda A4 do Krakowa z pozycji pasażerki Kangura
 przed bramkami pod Krakowem
Zrobiłam zdjęcia z trasy, bo uświadomiliśmy sobie, ze mamy masę zdjec z wyjazdów, ale nigdy z trasy, parkingów, postojów. Trzeba to zmienić. Jechaliśmy trasą wg GPS -u i może dlatego w pewnym miejscu poruszaliśmy się drogami...no bardziej niż bocznymi.
Moze mapa nie jest za dokładna, ale jest.
W sam region Bieszczad wjechaliśmy późnym wieczorem. Dlatego tez, pomimo pięknej pogody w ciągu dnia, nie mogliśmy zobaczyć widoków, jakimi zachwycają się ci, którzy wracają w Bieszczady.  Z ciekawostek: zostaliśmy zatrzymani przez patrol Straży Granicznej. Sprawdzili dokumenty (ech te angielskie prawo jazdy Damiana), ale bardziej interesowało ich, czy z tyłu Kangura mamy tylko bagaże, czy może kogoś przewozimy. Zmyliło ich to, że Damian wyciszył tył zwykła wełną budowlaną. Zrobiło się tez cieplej. 
Minęliśmy Lutowiska, Smolnik, Stuposiany. Ustrzyki z siedzibą Straży Granicznej i tam skręciliśmy juz do Wołostego. Przy drodze zauważyliśmy niezwykłą tablicę ostrzegawczą.

zdjęcie zrobione drugiego dnia, ale tablica ta sama 
Wcześniej widzieliśmy przy drodze podobną, ale z ostrzeżeniem - Zwolnij RYSIE.
No to jesteśmy w Bieszczadach. Tych najprawdziwszych, dzikich Bieszczadach, gdzie niedźwiedzie czuja sie jak u siebie.
Wołosate... ostatnia wioska przy drodze. Wioska w której skład wchodzi może 10 domów. Trochę szukaliśmy naszej kwatery (o dziwo..). Ale wreszcie zatrzymaliśmy sie na parkingu. Zastukałam do domu gospodarzy, pokazano nam pokój (mały, ale z pachnącą pościelą i czysta, ciepłą łazienką). Zeszliśmy po bagaże.
- Czujesz? To właśnie zapach Bieszczad. Tak pachną Bieszczady - Damian wciągnął głęboko powietrze. W jego głosie słyszałam zadowolenie. 
Nabrałam powietrza... zapach palonego drzewa, węgla drzewnego. No tak, przecież tutaj do dziś wypala się go w tradycyjny sposób.
JESTEŚMY NAPRAWDĘ W BIESZCZADACH!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 W drodze , Blogger